Ze względu na charakter sprawy proces jest tajny. Podobnie niejawne było uzasadnienie wyroku. Mieszkańca podbiałostockiej wsi zatrzymano w lipcu 2010 roku, po dwóch atakach, do których doszło jednego dnia w centrum Białegostoku. Mężczyzna był już poszukiwany wiele miesięcy wcześniej. Co pewien czas w mieście dochodziło bowiem do ataków i gwałtów na młodych kobietach i nastolatkach, m.in. powracających późno w nocy do domu z dyskoteki czy koncertu. Po zebraniu dowodów prokuratura zarzuciła mężczyźnie także podobne czyny, dokonane w czerwcu i październiku 2009 roku. Oba miały podobny przebieg: na tym samym osiedlu mieszkaniowym sprawca uzbrojony w nóż zaatakował dziewczęta. W obu przypadkach były to po dwie, wracające późno w nocy do domu, nastolatki. Raz sprawca był w kominiarce, a raz nie był zamaskowany. Po zdarzeniu z października 2009 roku prokuratura opublikowała portret pamięciowy potencjalnego sprawcy, ale przez kolejne miesiące gwałciciela nie udawało się zatrzymać; zatrzymano go dopiero w lipcu 2010 roku. Ostatecznie oskarżono go o dokonanie pięciu gwałtów na dziewczętach w wieku 15-19 lat, usiłowanie zgwałcenia trzech innych młodych kobiet i dokonanie jednego rozboju z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Groziło mu do 15 lat więzienia, ale biegli powołani przez prokuraturę ocenili, że 25-latek w czasie popełniania przestępstw miał "ograniczoną w znacznym stopniu zdolność pokierowania swoim postępowaniem". Sąd uznał jednak, że nie było ograniczenia poczytalności i skazał go na 11 lat więzienia. Orzekł też, że po odbyciu kary, jako skazany za przestępstwo seksualne, mężczyzna musi obowiązkowo poddać się terapii dla sprawców przestępstw seksualnych.