Baranowski dodał, że Karina jest wciąż pod wpływem leków, które nie pozwalają, by świadomie opowiedziała o tym, gdzie przebywała i co się z nią działo przez sześć dni. - Dziecko dochodzi do siebie, jej zdrowie jest w tej chwili najważniejsze. I nie chodzi o to, że lekarze nie pozwalają na przesłuchanie. Czekamy, aż będzie w stanie z nami rozmawiać - dodał Baranowski. Lekarze Szpitala Wojewódzkiego w Suwałkach walczą o uratowanie odmrożonych stóp 10-latki. Najbliższe dni mają zdecydować o dalszym leczeniu. Lekarze określają, że dziecko jest w stanie "dość dobrym". Oględziny dziecka po odnalezieniu wskazywały, że przebywała "w drastycznych warunkach atmosferycznych". Karina była odwodniona, brudna, wyziębiona, a na jej ciele lekarze znaleźli 16 kleszczy. Wstępne ustalenia policji wskazują, że dziewczynka nie została przez nikogo skrzywdzona. Chora na epilepsję 10-latka zaginęła tydzień temu, we wtorek po południu, gdy wyszła z domu na grzyby. Poszukiwania były prowadzone na bardzo dużą skalę, z udziałem kilkuset osób: policjantów, strażaków, leśników, pograniczników i mieszkańców. Przeszukano cały okoliczny teren, łącznie kilkaset hektarów. Dziewczynka odnalazła się w poniedziałek po południu po sześciu dniach. Szła drogą krajową nr 8 w pobliżu Kolnicy - 5 km od domu. Zauważył ją kierowca jadący w pobliżu Kolnicy. 10-latka miała w ręku wiaderko, z którym wyszła z domu, była bardzo brudna, wyczerpana i głodna, od razu trafiła do szpitala. Dziewczynka jest niepełnosprawna, uczy się w szkole specjalnej. Jest jednym z dziesięciorga dzieci w rodzinie.