- Ludziom się wydaje, że jeśli duchowna osoba porzuca swój stan, to niezawodnie chodzi o zauroczenie się kimś, albo pragnienie zostania rodzicem i posiadania rodziny. Tak też bywa, ale wcale nie zawsze - mówi Anna, która była zakonnicą. - Ja na przykład żyję samotnie i nie mam zamiaru z nikim się wiązać - podkreśla. - Dlaczego odeszłam z zakonu? Bo poczułam, że to nie jest jednak moje powołanie - wyjaśnia 40-latka, która poświęciła się opiece nad nieuleczalnie chorymi ludźmi. Ktoś kiedyś przytomnie zauważył, że najważniejsze i najbardziej kluczowe dla naszego życia decyzje podejmujemy zwykle, gdy jesteśmy jeszcze bardzo młodzi i niedojrzali. Wybór przyszłego zawodu, studiów, swego miejsca w życiu i człowieka, z którym się chce to życie spędzić. Nasze decyzje weryfikuje życie Potem zwykle właśnie życie weryfikuje te nasze decyzje i czasem żałujemy, a czasem dążymy do zmiany czegoś. O ile np. zawód tak naprawdę dość łatwo jest zmienić, o tyle rozczarowanie "drugą połową" i rozstanie bywa bolesne, przynajmniej dla jednej ze stron. A co wówczas, gdy ktoś wybrał życie konsekrowane? Co gdy taka osoba nagle czuje, że jednak niewłaściwie odczytała swe powołanie? - Chyba takiemu komuś jest trudniej niż osobie świeckiej - uważa Andrzej, który jest kapłanem, ale teraz nie pełni posługi. - Stan duchowny to coś innego niż zawód - podkreśla. - Ludzie odejście od tego stanu postrzegają dalece bardziej negatywnie, niż na przykład rozstanie ze współmałżonkiem - dodaje. Wuj radził przemyśleć i przemodlić Anna od dzieciństwa czuła, że jej życie będzie wyglądało inaczej niż jej mamy, czy sióstr. - Pamiętam dzień mojej I Komunii Świętej - wspomina 40-latka. - Dziewczynki z klasy mówiły o sukienkach i prezentach, a ja myślałam o tym, że właśnie teraz oddaję życie Chrystusowi - wzdycha. Pewnie niebagatelną rolę w tak dojrzałym podejściu do wiary ówczesnej 8-latki odegrał jej wujek, brat matki, który był zakonnikiem. - Wujek był poważny, bardzo charyzmatyczny, ale jednocześnie taki ciepły, taki pełny bożej łaski - opowiada Anna. - Zawsze zachęcał mnie do modlitwy, ale gdy podjęłam decyzję o wstąpieniu do zakonu podkreślał, że muszę to dobrze rozważyć i przemodlić - dodaje kobieta. Po podstawówce Anna poszła do średniej szkoły prowadzonej przez zakonnice. Jej koleżanki psioczyły na rygor, bardzo skromny strój szkolny, wczesne wstawanie na obowiązkowe nabożeństwa, a ona... - Byłam szczęśliwa, czułam się na swoim miejscu - opowiada Anna. Po maturze wiedziała już, że chce zostać jedną z sióstr. - Tak odczytałam swe powołanie - mówi po prostu 40-latka. Młoda kobieta, choć sporo czasu spędziła przecież wśród zakonnic i pozornie znała ich życie, była ostrzegana, że inaczej wygląda ono z perspektywy uczennicy przyklasztornej szkoły, a inaczej osoby duchownej. Jednak była pewna swej decyzji. Pomyślnie przeszła rozmowy i wstąpiła do zakonu. Miała problem z akceptacją bezwzględnego posłuszeństwa Była gorliwa, pełna uniesienia religijnego, pokorna i ufna. Pierwszy kryzys nastąpił niedługo po ślubach. - Umierała na raka moja siostra - wspomina Anna. - Prosiłam o pozwolenia zobaczenia jej ostatni raz, ale odmówiono mi. Musiałam się z tym pogodzić, przecież złożyłam śluby posłuszeństwa - dodaje. - Ale w głębi duszy nie czułam spokoju, tylko rozgoryczenie i żal - przyznaje. Szczegółów dotyczących zakonnego życia Anna zdradzać nie chce, nie chce też, by wspominać o jakie zgromadzenie chodzi. - To byłoby nie porządku - podkreśla. - To nie zgromadzenie popełniło błąd, tylko ja źle rozpoznając swe powołanie - przekonuje 40-latka. A że był to błąd czuła coraz częściej i mocniej. - Nie miałam w sobie początkowego spokoju serca, pewności, że jestem na swoim miejscu - wyjaśnia. Anna buntowała się przeciw decyzjom przełożonych. - Często nie widziałam ich sensu, czasem czułam po prostu żal i złość - mówi kobieta. Lekarstwem na takie kryzysy duchownych jest modlitwa o pokorę i Anna się modliła, ale... nie znajdowała ukojenia. - Dobrych parę lat się tak "szarpałam" z sobą - wzdycha była zakonnica. Nie trzeba było długo czekać na reakcję organizmu na stres. - Zaczęłam podupadać na zdrowiu - wspomina Anna. - Zasłabnięcia, kołatanie serca, problemy z żołądkiem - podaje szczegóły. Odnalazła swe powołanie poza zakonem Lekarz stwierdził silną nerwicę, zalecił odpoczynek i spokój. Ale Anna nie miała spokoju, tego wewnętrznego. W końcu podjęła decyzję, że musi opuścić zakon. - To bardzo trudne, człowiek bije się z myślami, pyta siebie i Boga, co robić, jak dalej żyć - opowiada 40-latka. Kiedy opuszczała mury swego zakonu serce jej kołatało. Za murami był inny świat, z innymi problemami, niż te, które miała przez ostatnie lata. - Bałam się - przyznaje kobieta. - Ale ufałam Bogu i nie zawiodłam się. Anna znalazła swe miejsce w hospicjum. Opieka nad nieuleczalnie chorymi, poświęcenie im, choć bez habitu, wypełnia jej życie. - Nie żałuję niczego - mówi 40-latka. - Widocznie Bóg uznał, że muszę taką drogą dojść do swego powołania - dodaje z przekonaniem. Nie czuje się dobrym duszpasterzem Andrzejowi, który - jak to mówią - chce "zrzucić sutannę" jest trudniej. On taką decyzję podjął nie tak dawno, jeszcze się nie odnalazł, a otoczenie mu nie pomaga. - Rodzice nie zaakceptowali mojej decyzji - mówi mężczyzna. - Chyba są przekonani, że stoi za nią jakaś kobieta, a tak nie jest - podkreśla. Dlaczego zatem Andrzej, który przez lata seminarium i kilka lat kapłaństwa nie miał wątpliwości, teraz je ma? - Nie czuję, bym mógł być dobrym duszpasterzem - wyznaje. - Mam kryzys, nie wiary, tylko swego powołania. W seminarium był przekonany, że bycie kapłanem to jego miejsce w życiu, teraz go nie ma. Brak mi łaski - widać, że 30-latek ma problemy z pogodzeniem się z tym, co się dzieje. - Kapłan powinien być dla wiernych naprawdę duszpasterzem, a nie człowiekiem w sutannie - wyjaśnia. - A ja stałem się takim właśnie "przebierańcem"! Nie czuję zrozumienia dla ludzi, nie umiem im wskazać drogi do zbawienia z serca - usiłuje wyjaśnić Andrzej. - Kiedy mówię wiernym, jak powinni postępować czuję, że moje słowa są puste, jakbym mówił jakieś wyuczone wyrazy, bez żadnego przekonania - dodaje. Na razie Andrzej trwa w zawieszeniu. Jest kapłanem, ale został zwolniony z pełnienia posługi. Co dalej? - Modlę się o dar rozeznania - mówi 30-latek. - O to, by Bóg udzielił mi łaski i dopuścił, był bym prawdziwym, pełnym wiary w to, co robię kapłanem, albo by wskazał mi inną drogę życia - dodaje. A jeśli Bóg wskaże tę drogę, czy Andrzej się na niej odnajdzie, mimo braku akceptacji ze strony najbliższych? - Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia - mówi z przekonaniem ks. Andrzej. Nie kierujmy się stereotypami Społeczeństwo zwykle dość stereotypowo podchodzi do osób duchownych, które mają wątpliwości, czy obrali właściwą, zgodną z ich powołaniem drogę życia. Najczęściej podejrzewają je o problemy z dochowaniem ślubów czystości, albo o to, że im się "znudziły" trudne nierzadko warunki zakonnego życia. Tymczasem te wątpliwości i decyzje o odejściu od stanu duchownego, to często ogromna walka wewnętrzna, ból serca i duszy. Dlatego, gdy spotkamy taką osobę na swej drodze, nie oceniajmy jej, nie fantazjujmy, dlaczegóż to porzuciła duchowny stan. Zostawmy ocenę tej sytuacji Stwórcy. Monika Kamińska