Naturalnie, gdyby ktoś brał je na poważnie. Tylko, że zasadniczo poważna instytucja powinna wysyłać poważną korespondencję, a nie taką, z której, kolokwialnie mówiąc, można "zrywać boki". Czytelnik "Super Nowości" z Przemyśla, którego ZUS zaprosił na konsultację lekarską w sprawie renty, skrupulatnie czytał , co ma zabrać z sobą do Rzeszowa: dowód osobisty, legitymację ubezpieczeniową, numer rachunku bankowego, wszelką dokumentację lekarską, jaką posiada itp. odliczał "notując" w pamięci kolejne pozycje. Kiedy przemyślanin doszedł do miejsca: "Należy przynieść także", osłupiał. Bowiem ktoś na piśmie wpisał: Dr N (tu nazwisko lekarza - przyp. red. ) - kardiolog. - W pierwszej chwili myślałem, że źle przeczytałem - śmieje się czytelnik. - Ale nie! Mam przynieść także lekarza! To już taki ZUS ubogi, że samemu trzeba sobie lekarza przynieść? W ogóle dlaczego przynieść? Nie mógłby pan doktor sam przyjść? - pokpiwa przemyślanin dodając, że może mieć trudności ze spełnieniem wymagań ZUS-u, ponieważ nie ma lektyki i tragarzy, a doktora N. nie zna i nie wie, czy uda mu się go skłonić do taki dziwnej formy podróży do siedziby ZUS w Rzeszowie. No cóż, błędy zdarzają się każdemu, nie ma co kryć, ale jeżeli wymaga się, żeby instytucję traktowano poważnie, to byłoby uzasadnione, żeby to i owo poprawił na gotowym druku. emka