Ale tak naprawdę pożegnała się ze swym synkiem... na zawsze. Dramat rozegrał się w miniony piątek. ok. godz. 13.20 na jednej z posesji w Kolbuszowej Górnej. Grześ wyszedł na podwórze wraz z mamą - Anną, aby pożegnać swoją ciocię - Dorotę, 32-letnią mieszkankę okolic Sędziszowa Małopolskiego. Przeraźliwy krzyk matki Kobieta przyjechała w odwiedziny do rodziców, siostry i ukochanego siostrzeńca Grzesia. Po pożegnaniu się z domownikami wsiadła do mitsubishi montero i podczas cofania najechała na bawiącego się chłopca. Zatrzymała się, kiedy usłyszała przeraźliwy krzyk matki dziecka. Grześ bezwładnie leżał w kałuży krwi. Natychmiast przewieziono go do Szpitala Powiatowego w Kolbuszowej, gdzie - jak potwierdza Grzegorz Brajerski, lekarz pogotowia ratunkowego - u chłopca stwierdzono bardzo poważne obrażenia głowy. Mimo podjętej reanimacji dwulatek zmarł. Płacze i nie może przestać Słów nie może wydobyć z siebie wstrząśnięty pan Marian, dziadek Grzesia. Pokazuje nam jedynie miejsce tragedii. Mówi, że pogrzeb Grzesia odbędzie się w najbliższych dniach. 16-letnia Patrycja z Kolbuszowej Górnej bardzo dobrze znała Grzesia. - To był miły i nieśmiały blondynek, bardzo zżyty ze swoją mamą - wspomina dziewczyna. - Oboje dość często odwiedzali nasz dom. Śmierć Grzesia wstrząsnęła nami wszystkimi. Nawet moja siostra, która mieszka w USA, mówi, że płacze i nie może przestać - dodaje ze smutkiem. Poczucie winy... W ogromnym dołku psychicznym są matka i ciotka zmarłego 2-latka, od których - w dniu tragedii - badający sprawę prokurator nie był w stanie wydobyć informacji. - Obie kobiety mają poczucie winy, choć tak naprawdę śmierć Grzesia była efektem tragicznego przypadku - mówi Mieczysław Margański, komendant powiatowy policji w Kolbuszowej. - Dlatego wraz ze starostą postaraliśmy się dla nich o opiekę psychologiczną. Paweł Galek