Taka technologia znana jest od wieków. Maciej Król i Agnieszka Buba budują taki dom dla siebie i zamierzają w nim mieszkać długie lata. Plac budowy trudno zauważyć z asfaltowej drogi, bo jest osłonięty drzewami. Skręcam na błotnistą, wyłożoną kamieniami prowizoryczną dróżkę. Samochód zostawiam u podnóża niewielkiego wzniesienia. Po głowie chodzi mi tylko jedna myśl: - Chwała Bogu, że nie muszę tu mieszkać i łazić codziennie po tym błocie. Ja już tam wolę moje miejskie asfalty. Moim oczom ukazuje się dom, niby zwykły, ale cały ze słomy, przykryty niebieską folią. - To zabezpieczenie przed deszczem - tłumaczy szczupły, chłopak w okularach, który wyszedł mi naprzeciw. To Maciek, właściciel posiadłości ze słomy, którą właśnie oglądam. Z dala od dużych miast Jak się okazuje, jest rodowitym warszawiakiem, a jego dziewczyna Agnieszka mieszka nad zachodnią granicą. Obydwoje mieli już dość dużych miast, dlatego chcą się osiedlić w jakimś spokojnym miejscu. - Wybór padł na ten region, gdyż myślimy o założeniu plantacji winogron, może jakiegoś ekologicznego gospodarstwa agroturystycznego - opowiada Maciek. Na realizację swoich planów potrzebowali dużo miejsca. Udało im się kupić sporo ziemi w Lubli, miejscowości niedaleko Jasła. Informatyk i pedagog zaczęli więc budować dom. - Chcieliśmy spróbować czegoś nowego, udowodnić, że da się zrobić dom ze słomy. To unikatowa technologia. Jest już kilka takich budowli w Polsce, ale nasz jest jedyny tu na południu - mówi Agnieszka. - Właściwie to korzystaliśmy z doświadczeń innych, z różnych opracowań, książek. Budujemy metodą prób i błędów. Z połączenia słomy i nowoczesnego budulca Na razie dom wygląda jak wielka stodoła. - Ściany są zrobione ze specjalnie zgniatanych kostek słomy pszenicznej i żytniej, którą mamy ze swojego pola lub od sąsiadów - objaśnia Maciek. Nie wszystko jest tu ze słomy, bo np. fundamenty zrobione zostały tradycyjną metodą, a dach jest z blachodachówki. Będzie tu też elektryczność, gaz, woda. Gdybym chciała wybudować sobie podobne lokum, to musiałabym zużyć, tak jak oni 700-800 kostek słomy. Do tego musiałabym posiadać trzy stodoły na przechowanie materiału. Opieram się o ściany delikatnie, z obawą, że wszystko rozsypie się zaraz jak domek z kart. - Spokojnie, to stabilna konstrukcja - zapewnia Maciek. - Kostki są powbijane na wystające z fundamentów pręty. Potem dodatkowo łączone ze sobą kijami bambusowymi. Wszystko oparte jest na stelażu w formie drewnianych słupów, do których przywiązuje się kostki jeszcze dodatkowo i wzmacnia metalowymi łatami - dodaje. Następnie słomiane ściany wyrównuje się... piłą motorową. Na to wszystko położony zostanie tynk gliniano-wapienny. To dużo wyjaśnia. No dobra, a co z podłogami - pytam. - Klepisko? - No co ty - śmieje się Agnieszka. - Będą wyłożone drewnem i kamieniem. Poza tym wszystko normalnie. Dwie kondygnacje, cztery pokoje, salon z kuchnią i antresola. Chcemy ekologicznie Skąd taki pomysł? Obydwoje są wegetarianami, żyją w zgodzie z naturą, ekologicznie, stąd biologiczna oczyszczalnia ścieków przy domu i kolektor energii słonecznej na dachu. - Nie chcieliśmy mieszkać jak cała reszta, w takim termosie z cegieł, uszczelnionym styropianem, gdzie nie dochodzi powietrze - wyjaśniają obydwoje. Nasze ściany oddychają. W lecie będzie tu chłodek, w zimie ciepło. Jak sami twierdzą, nie robią tego ze względu na niższe koszty budowy, bo są one porównywalne z kosztami zwykłego domu. - To było nasze marzenie, od początku myśleliśmy o takim domu. Dużo rzeczy robimy tu sami i cały czas czuwamy nad budową. Cieszy nas to, choć są i chwile zwątpienia - mówi Agnieszka. Podziwiam ich za wytrwałość i odwagę. Być może niedługo ludzie zmęczeni krzyczącą cywilizacją pójdą w ich ślady. Ja już teraz zapowiedziałam swoje kolejne odwiedziny, jak dom będzie już gotowy. AGNIESZKA FRĄCZEK