- Podłączamy serce do stymulatora, który zmusza je do bicia z bardzo dużą szybkością. Na tyle dużą, że przestaje się ruszać, czyli nie pompuje krwi. Mamy wtedy kilkanaście, kilkadziesiąt sekund na to, by to unieruchomione serce, pod kontrolą radioskopii (tomografia komputerowa klatki piersiowej - przyp. red.) zaimplantować zastawką - mówi dr n. med. Kazimierz Widenka, ordynator oddziału Kardiochirurgii w Szpitalu Wojewódzkim nr 2 w Rzeszowie. Implantacja zastawki aortalnej to procedura zarejestrowana dla pacjentów wysokiego ryzyka, dla których zabieg klasyczny jest zbyt niebezpieczny i często kończy się śmiercią. Wykonywany jest całkowicie bezskórnie albo z minidostępu poprzez dwu centymetrowe nacięcie i wejście przez tętnicę udową. - Jeżeli miażdżyca jest zbyt zaawansowana wchodzimy poprzez krótkie cięcie (6 cm) klatki piersiowej i wejście do serca poprzez jego koniuszek - mówi dr Widenka. - Ta metoda jest trochę bardziej obciążająca dla pacjenta (ale łatwiejsza technicznie dla lekarza - przyp. red.) często jednak, dla pacjenta z dużymi zmianami miażdżycowymi i przewężeniami tętnicy udowej, jest jedynym możliwym wyjściem - mówi doktor. Bez szycia Zabieg nie wymaga żadnego szycia, bo zastawka, specjalnie ściśnięta, przymocowana jest do specjalnego stendu, który po umieszczeniu jej na miejscu sam ją rozpręża do wymaganego rozmiaru (czasem wymaga doprężenia specjalnym balonem - przyp. red.). Uszkodzona zastawka zostaje w sercu. - Nie usuwamy jej, tylko przesuwamy i na jej miejsce wprowadzamy nową, biologiczną zastawkę - tłumaczy Widenka. Nowa metoda od klasycznego zabiegu różni się tym, że nie wymaga użycia krążenia pozaustrojowego. Wykonywana jest u pacjentów w podeszłym wieku, ale takich, którzy są biologicznie sprawni. - Przyszłość należy to tego typu zabiegów. Ale to nowe procedury. W Polsce przeprowadzono ich tylko kilkadziesiąt. Są bardzo rygorystycznie limitowane (jedna zastawka kosztuje kilkadziesiąt tys. złotych, podczas gdy klasyczna od dwa i pół tysiąca do 5 tys. zł - przyp. red.). - Dostaliśmy zgodę na 6 takich zabiegów w tym roku. Dwa pierwsze właśnie przeprowadziliśmy - podsumowuje dr Widenka. Anna Moraniec amoraniec@pressmedia.com.pl