- Ja nie chciałem nikogo skrzywdzić. Proszę, by mi państwo wybaczyli - płacze, niemal na skraju wyczerpania nerwowego, właściciel lokalu. - Źle poczułem się około 4 nad ranem w niedzielę. Najpierw pomyślałem, że to może przez alkohol. Ale przecież podczas przyjęcia weselnego wypiłem zaledwie cztery kieliszki - wspomina Daniel Koch z Bogatyni koło Zgorzelca. Do Tarnobrzega przyjechał wraz z rodziną zaledwie na trzy dni. Na wesele, do rodziny. Nie przypuszczał, że będzie musiał zostać tu cały tydzień. W dodatku w szpitalu, dokąd trafił w niedzielę, około godziny 19. - Gdy przed osiemnastą wróciliśmy z poprawin czułem się jeszcze gorzej niż nad ranem. Pojawiły się wymioty i biegunka. Gorączkowałem. Miałem jednak nadzieję, że szybko "pozbędę się" przyczyny przytrucia i będzie dobrze - mówi mężczyzna. Gdy jednak z każdą chwilą czuł się gorzej, pojawiły się drgawki, żona nie zwlekała. Przywiozła go na izbę przyjęć. To było masowe zatrucie Na oddział wewnętrzny tarnobrzeskiego szpitala trafił wkrótce następny weselnik. W Mielcu na oddziale zakaźnym tamtejszego szpitala sobotnie przyjęcie weselne zakończyła jeszcze inna osoba. Gdy kilkanaścioro innych musiało skorzystać z porady lekarzy rodzinnych, bo też uskarżali się na dolegliwości żołądkowo-jelitowe, zaczęto łączyć te przypadki. O podejrzeniu masowego zatrucia salmonellą poinformowany został sanepid. - Do 30 czerwca rozpoznaliśmy 45 przypadków zatrucia bakterią salmonelli. Wszystkie osoby, u których przeprowadziliśmy wywiad epidemiologiczny, były uczestnikami jednego przyjęcia weselnego - mówi Maria Trojanowska, zastępca Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego w Tarnobrzegu. - W grupie osób, u których stwierdzono pałeczki salmonelli, była czwórka dzieci, w tym 9- i 12-miesięczne. Hospitalizacji wymagało jednak troje dorosłych. Niezapomniane wesele Jednym z hospitalizowanych gości był Daniel Koch. W izolatce oddziału wewnętrznego tarnobrzeskiego szpitala spędził tydzień. Podano mu 55 kroplówek, przyjmował bardzo silny antybiotyk. Tego wesela nie zapomni do końca życia. - Dziś już czuję się znakomicie. Nareszcie wychodzę ze szpitala i wracamy do domu - mówił uradowany w poniedziałek, 30 czerwca. Gdy przebywał w szpitalu, terapii antybiotykowej poddany był też jego roczny synek. Na szczęście, z nim salmonella obeszła się dużo łagodniej, nie musiał leżeć w szpitalu. - Z naszej trójki tylko żona nie zachorowała - dodaje Daniel Koch. Być może nie zjadła czegoś, co skusiło jedną trzecią ze 120 gości weselnych. - Sam nie wiem, co to mogło być - zastanawia się mężczyzna. Dramat restauratora To była pechowa sobota nie tylko dla strutych salmonellą weselników. Także dla właściciela lokalu. Obawia się on, że straci dorobek całego życia. Gdy rozmawiamy z nim w tydzień po zatruciu, gdy już znane są wstępne ustalenia sanepidu, wciąż nie może pogodzić się z tym, co spotkało jego klientów. - Dlaczego, dlaczego to się stało? Ja nie mogę w to uwierzyć. Tak się starałem. Ja naprawdę nie chciałem nikogo skrzywdzić... Proszę, wybaczcie mi państwo - znany w Tarnobrzegu restaurator, szef cieszącego się zawsze znakomitą opinią lokalu, nie może powstrzymać łez. - Nawet nie wiem, jak się tłumaczyć. - Szef tego domu weselnego dzwonił do mnie kilkakrotnie. Dopytywał o zdrowie, przepraszał, płakał - zaskoczony taką postawą restauratora jest Daniel Koch. - Jak przyznał, jest skłonny nawet wypłacić mi jakieś zadośćuczynienie za ten tydzień przymusowego urlopu, za leki dla synka. Przykre to, co się stało, ale też szkoda mi tego człowieka. Zawiniły brudne ręce? Od soboty lokal świeci pustkami. Właściciel wynajął specjalistyczną firmą zajmującą się dezynfekcją. - Sanepid robił ostatnio wymazy. Wynik jest ujemny, nie ma bakterii - mówi restaurator. - Teraz jedyne, co mogę zrobić, to ostrzec innych. Wysokie temperatury sprzyjają zatruciom salmonellą. - Stąd w okresie letnim prowadzimy wzmożony nadzór sanitarny w punktach gastronomicznych - zaznacza wiceinspektor Maria Trojanowska. Od tygodnia tarnobrzeski sanepid ma dodatkową robotę. - Wciąż ustalamy przyczynę masowego zatrucia weselników. Pałeczki salmonelli znaleziono wprawdzie w wędlinach. Jednak próbki wędlin pobrano nie w lokalu, a w domu pani młodej, której matka zabrała resztki jedzenia po przyjęciu. - W lokalu pobraliśmy próbki lodów, bitej śmietany i wody - wylicza Trojanowska. - W tych jednak pałeczek salmonelli nie wykryto. Zdaniem sanepidu mogło dojść do wtórnego zakażenia, być może przyczyną było nieprzestrzeganie zasad higieny przez personel lokalu. To wciąż jednak nie jest potwierdzone w stu procentach. Autor: JOANNA RYBCZYŃSKA Co trzeba wiedzieć o salmonelli? - pałeczki bakterii atakują ludzi i zwierzęta - ciepło, wilgoć, obecność białka sprawiają, że mogą żyć poza organizmem żywym przez kilka miesięcy - objawy chorobowe występują zwykle po 18-24 godzinach od zakażenia - objawy to: bóle brzucha, gorączka, biegunka, czasami nudności i wymioty - najczęstszym nośnikiem pałeczek są produkty zawierające surowe jaja (majonezy, kremy, lody, zupy dla niemowląt i in.) oraz rozdrobnione przetwory mięsne, galaretki, pasztety, pierogi. Można jej zapobiec - myciem rąk po skorzystaniu z toalety i przed przygotowaniem posiłków - utrzymywaniem w czystości naczyń, sprzętów kuchennych i samej kuchni - przechowywaniem żywności w niskiej temperaturze - zapobieganiem rozmrażaniu i ponownemu zamrażaniu żywności - wydzieleniem miejsca w lodówce na surowy drób, mięso i jaja tak, aby nie stykały się z innymi produktami - całkowitym rozmrażaniem drobiu, mięsa, ryb i ich przetworów przed przystąpieniem do smażenia, pieczenia, gotowania - poddawaniem żywności działaniu wysokiej temperatury - myciem i parzeniem jaj przed rozbiciem skorupki u unikaniem lodów i ciastek pochodzących od nieznanych wytwórców i przygodnych sprzedawców.