- Zmarnowali mi przez to całe święta - żali się mężczyzna. Paterek pracuje w miejscowej stacji uzdatniania wody. Wspomnianej nocy miał akurat dyżur. Gdy rankiem wracał do domu, zauważył, że przy kilkunastu ogrodzeniach brakuje furtek. Nie zdziwiło go to, bo dowcip polegający na ściąganiu ich po pasterce i porzucaniu w innych miejscach w Kotowej Woli znany jest już od dawna. Zresztą tego typu żartów młodzież dopuszcza się i w kilku innych wioskach naszego regionu. Ale tego, co "dowcipnisie" zgotowali sołtysowi, nie można już nazwać żartem. - Przepiłowali kłódkę od bramki i weszli do szopy, w której trzymam traktor. Nie mogli go uruchomić, bo wcześniej wyciągnąłem z niego akumulator. Wypchnęli go więc z posesji i przepchali na pobliski zamarznięty staw - opowiada Edward Paterek. Niestety, pod ciężarem ciągnika lód się załamał i część maszyny znalazła się pod wodą. Przestała tak w stawie przez całe święta. - Bo przecież nie wypadało brać się za taką robotę w Boże Narodzenie - tłumaczy sołtys. Dopiero w czwartek zajął się wyciąganiem traktora ze zbiornika. Nie było łatwo, ponieważ woda wokół niego zamarzła. Musiał obrąbać lód i dopiero przy pomocy znajomego, który przyjechał drugim ciągnikiem, udało im się wydrzeć maszynę ze stawu. Niestety, nie obeszło się bez strat. Traktor sołtysa jest stary, ale do tej pory był sprawny, a teraz wymaga naprawy. - Już nie mówię o tym, że pogięte zostały niektóre elementy. Najgorsze, że uszkodzona została elektryka - kable i przewody są pozrywane, a żeby to naprawić będę musiał wezwać fachowca i mu zapłacić - złości się sołtys Paterek. Jeszcze w Boże Narodzenie zawiadomił o wszystkim policję. Funkcjonariusze obejrzeli pojazd i rozpoczęli poszukiwanie sprawców chuligańskiego wybryku. Pewne jest, że musiało być ich kilku, bo 1 czy 2 osoby nie poradziłyby sobie z wypchnięciem ciągnika. - Ja znam się na żartach. Tylko że to nie był żart, ale celowe i złośliwe działanie. Ktoś wcześniej musiał mnie obserwować i wiedział, że tej nocy mnie nie będzie i posesja będzie pusta. Później to wykorzystano i zniszczono moją własność. Nie jestem z tych, co lubią ciągać się z ludźmi po sądach, ale autorzy tego głupiego wybryku przesadzili - tłumaczy Edward Paterek. tw