- W województwie mazowieckim wynagrodzenia zawsze są najwyższe - pisze Kazimierz Sedlak z firmy Sedlak & Sedlak, autor Ogólnopolskiego Badania Wynagrodzeń 2009. - W badanym okresie, od stycznia do maja ubiegłego roku płace w mazowieckim (4 720 zł) były o 85 proc. wyższe niż w ostatnim na liście województwie podkarpackim (2 550 zł). Różnice między mazowieckim a podkarpackim były zdecydowanie większe na wyższych szczeblach zarządzania. Wynagrodzenia pracowników szeregowych w mazowieckim wynosiły 2 800 zł i były o 40 proc. większe niż w podkarpackim, 2 000 zł. W przypadku dyrektorów różnice te wynosiły aż 160 proc. Manager w Warszawie zarabia bowiem średnio 15 800 zł, a na Podkarpaciu zaledwie 6 075 zł. - Te dane pokazują, że nie ma czegoś takiego, jak jeden polski rynek pracy - komentuje dla Dziennika.pl Andrzej Sadowski z Centrum Adama Smitha. - Są natomiast bardzo zróżnicowane rynki lokalne. Skąd tak duże różnice w zarobkach? W Warszawie jest wiele zagranicznych firm, które swoim zarządom potrafią płacić nawet po kilkaset tysięcy złotych miesięcznie. W stolicy nie ma też realnego bezrobocia. Pracownik jest poszukiwany i dlatego trzeba mu dobrze płacić. Na Podkarpaciu jest dokładnie odwrotnie. To mały rynek, gdzie trudno o pracę. Niskie zarobki, ale ceny wysokie Najniższe płace wcale nie oznaczają, że na Podkarpaciu żyje się taniej niż w innych częściach kraju. Wystarczy spojrzeć choćby na średnie ceny paliw. Portal e-petrol pl podaje w aktualnym raporcie, że litr benzyny bezołowiowej 95 kosztuje na Podkarpaciu średnio 4,40 zł, a w sąsiednim świętokrzyskim zaledwie 4,26 zł. Ceny codziennie kupowanych towarów spożywczych i przemysłowych są w warszawskich sklepach o około 10 proc. niższe niż w hipermarketach w Rzeszowie. Tańsze są też w Warszawie bilety komunikacji miejskiej. W stolicy droższe jest natomiast spędzanie wolnego czasu. Ceny w restauracjach i kafejkach, bilety do kin i teatrów bywają nawet o połowę wyższe niż w Rzeszowie. - Skoro warszawiacy zarabiają znacznie więcej, mniej wydają na podstawowe potrzeby życiowe, to stać ich na droższą rozrywkę - stwierdza Andrzej Sadowski. Krzysztof Rokosz