Jak zauważyła w rozmowie z PAP Elżbieta Dudek-Młynarska z Muzeum Etnograficznego w Rzeszowie zapusty to czas, gdy nadzieje dziewcząt na zamążpójście się kończyły. Kończył się bowiem karnawał, który był także czasem swatania. Na kolejną okazję na znalezienie męża trzeba było zatem czekać do kolejnego karnawału. Panny, którym nie udało się wyjść za mąż, były wyśmiewane, karane. Obyczaj ten miał związek z szeroko rozumianą płodnością. Jak wyjaśniła Dudek-Młynarska zapustowe obrzędy, zabawy miały przyczynić się do obudzenia po zimie przyrody oraz zapewnienia płodności i obfitości urodzaju. Przypomniała, że w dawnych czasach niezwykle ważne było zapewnienie żywności, o którą nie było tak łatwo, jak we współczesnych czasach. Znakiem, symbolem płodności była też liczna gromadka dzieci, których panny przecież nie miały. Dlatego drwiono z nich i je piętnowano, uważając, że nie przyczyniają się do kultu płodności. Aby ukarać, wyśmiać taką dziewczynę chłopcy przynosili jej do domu kloc drewna. Panna musiała wykupić się wódką lub pieniędzmi albo wciągnąć taki kloc na strych. Ewentualnie mogła też przekazać kloc innej, niezamężnej pannie. W okolicach Tarnobrzega w zapustny wtorek chodziły po wsi pary przebierańców w słomianych butach i słomianych czapach, zwane Grochowiakiem i Grochowiną (grochowina to symbol staropanieństwa); przebierańcy wygrażali kijem niezamężnym młodym kobietom. Zapusty, dzisiejsze ostatki, nazywano dawniej również mięsopustami lub szalonymi dniami, ponieważ hucznie żegnano karnawał w karczmach i chałupach. Czas ten zaczynał się od tłustego czwartku i trwał do wtorku przed Środą Popielcową. Najbardziej intensywnie bawiono się w ciągu ostatnich dni karnawału, od niedzieli do wtorku, do północy. Okres ten szczególnie obfitował w dziś już zapomniane, a dawniej popularne obrzędy i zwyczaje. Jednym z nich był taniec "na len i konopie". Gospodynie zbierały się w jednym z domów i tańczyły skacząc w górę. Im wyższy był podskok, tym wyższe miały urosnąć konopie i len. Taniec ten mógł przypominać sabaty czarownic, bo kręcące się w tańcu kobiety, wymachiwały kociubami do rozgarniania węgli w piecu, gromko przy tym pohukując. W niektórych rejonach w tańcach uczestniczyli mężczyźni, którzy z kolei skakali "na proso i owies". W okolicach Ropczyc mężczyźni tańczyli w karczmach tak zapamiętale, że do domów wracali dopiero po trzech dniach, chyba że wcześniej gospodyni- wykupiła męża wódką. - Mawiano, że w tych tańcach uczestniczył diabeł, który siedząc na piecu skrupulatnie spisywał tańczących, zwłaszcza tych, którzy nie zauważyli, że minęła północ i zaczęła się Środa Popielcowa - mówiła Dudek-Młynarska. W okolicach Niska, Tarnobrzega chętnie wystawiano scenki z udziałem pijaka, diabła i śmierci. Śmierć starała się unicestwić pijaka, diabeł polewał go smołą, ale gdy pijaka napojono wodą ożywał on i rozpoczynały się wspólne tańce. Zapusty to czas obfitego, tłustego jedzenia i picia alkoholu. Przed zapustami bito świnie, a w czasie mięsopustów goszczono się dopóty, dopóki nie zjedzono wszystkich przygotowanych potraw. Gdy w jednym domu goście zjedli wszystkie przygotowane przysmaki, przenoszono się do kolejnego domostwa. Szalone zabawy kończyły się o północy we wtorek zapustny. Cichła muzyka, basista zrywał strunę u basów, na znak, że nadszedł post. Milkły wesołe śpiewy, kobiety zdejmowały ozdoby i korale, aby założyć je dopiero na Wielkanoc. W niektórych rejonach zasłaniano lustra lub odwracano je do ściany. Zmieniał się także jadłospis na uboższy, postny. Na znak "pożegnania" mięsa wieszano w karczmach śledzia, gospodynie myły wrzątkiem garnki, w których gotowały mięso, by nie został w nich tłuszcz, ponieważ w poście jedzono tylko postne potrawy: kaszę, ziemniaki i żytni barszcz. W niektórych rejonach praktykowano "kaszę krzyżową", czyli zamiast jedzenia kreślono znak krzyża.