O wymierzenie takiej samej kary zwrócili się też oskarżyciele posiłkowi (rodzice zmarłej). Natomiast obrońca Jacka Ch. i on sam wnieśli o zmianę kwalifikacji czynu i wymierzenie kary za nieumyślne spowodowanie śmierci. W poniedziałek przed Sądem Okręgowym w Rzeszowie zakończył się proces w tej sprawie. Toczył się on od września ubiegłego roku. Ze względu na dobro małoletnich dzieci oskarżonego cały proces odbywał się przy drzwiach zamkniętych. Według prokuratury Jacek Ch. wstrzyknął w grudniu 2008 r. swojej 34-letniej żonie śmiertelną dawkę ketaminy, leku usypiającego, używanego w medycynie i weterynarii do znieczulenia ogólnego. Lek spowodował u kobiety niewydolność krążeniowo-oddechową i doprowadził do jej śmierci. Zmarła w domu, we własnym łóżku. Oskarżony, który sam wezwał pogotowie ratunkowe, twierdził, że kobieta zmarła "niespodziewanie, w swoim łóżku". Policja ustaliła, że wcześniej była ona zdrowa. Początkowo Jackowi Ch. przedstawiono zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci żony. Jednak później zgromadzone dowody pozwoliły na zmianę zarzutu na umyślne zabójstwo. Biegli z zakresu toksykologii leków i trucizn organicznych ustalili w czasie śledztwa, że poziom stężenia ketaminy w narządach miąższowych (nerkach i wątrobie) ofiary "był olbrzymi, niespotykany dotąd w literaturze światowej". Jak mówił w momencie skierowania aktu oskarżenia zastępca prokuratora okręgowego w Rzeszowie Jaromir Rybczak, w ocenie biegłego kobieta otrzymała dawkę co najmniej tysiąc - półtora tys. miligramów tej substancji, a możliwe, że jeszcze więcej. Przy czym tysiąc miligramów to blisko czterokrotnie więcej niż maksymalna dawka terapeutyczna, jaką można podać osobie ważącej tyle co zmarła kobieta. Według ustaleń prokuratury nie było też wskazań do podania kobiecie tego leku, a ponadto Jacek Ch. nie miał takich uprawnień. Ketaminę może podać jedynie lekarz w szpitalu, podczas stałego monitorowania pacjenta. Ketamina zaczyna działać po kilkudziesięciu sekundach, a zasadniczym objawem jej działania jest utrata przytomności. Nie ma zatem możliwości, by osoba będąca pod wpływem tego leku podejmowała jakiekolwiek działania, np. sprzątanie, mycie się i przebieranie. Na miejscu zgonu pokrzywdzonej nie znaleziono żadnych opakowań, flakonów, pozostałości tego leku. Z opinii biegłych wynika także, że zatrucie ketaminą może naśladować naturalne przyczyny zgonu, takie jak zatrzymanie akcji serca w wyniku zaburzenia jego rytmu. U kobiety stwierdzono także obecność środków nasennych. Śledztwo wykazało, że kobieta nigdy nie przejawiała skłonności samobójczych. Ponadto w toku śledztwa wyszło na jaw także, że wcześniej oskarżony szukał nieformalnego dostępu do leków znieczulających stosowanych w Szpitalu Wojewódzkim nr 2 w Rzeszowie, gdzie wcześniej pracował przez krótki okres. Swoje zainteresowanie tłumaczył zamiarem uśmiercenia psa. Oskarżony w toku śledztwa nie przyznał się do winy, co uniemożliwiło prokuraturze jednoznaczne ustalenie, co było motywem zabójstwa. Prokuratura przyjęła, że motywem był prawdopodobnie sposób życia oskarżonego, prowadzonego "w tajemnicy przed żoną". Wykluczono jedynie, by była to chęć uzyskania pieniędzy z ubezpieczenia. Okazało się bowiem, że ofiara nie była wysoko ubezpieczona na życie. Ch. zaprzeczał, by podał wówczas żonie kroplówkę lub zastrzyk, a tym bardziej z zawartością ketaminy. Tłumaczył, że wieczorem położył się z nią do łóżka, a rano już nie żyła. Nie potrafił wyjaśnić, skąd w jej organizmie znalazła się ketamina.