W podkarpackich lasach niemal każdej nocy rozgrywa się dramat dzikich zwierząt mordowanych przez kłusowników. Uzbrojeni zabójcy nie przebierają w narzędziach. Bywa, że zwierzęta konają przez wiele godzin. Dowody zbrodni to m.in. porzucone łby. Myśliwi ujawniają przypadki kłusownictwa niemal za każdym razem, gdy wchodzą do lasu. - Znajdujemy wnyki, druty, klatki oraz inne "przyrządy", które mają schwytać zwierzynę - mówi Robert Gajda, prezes Koła Łowieckiego Leśnik w Tarnobrzegu. - Nieraz natykamy się na martwe zwierzęta, znajdujemy łby byków w rowach, resztki dzików, jeleni. Konające we wnykach zwierzęta mogą cierpieć wiele godzin. Zwierzęta chwytane w pętle ponoszą śmierć w ogromnych męczarniach. Bardzo długo trwa, zanim zaciskająca się pętla udusi zwierzę. Kłusowników to nie obchodzi, zależy im wyłącznie na zarobku. Tarnobrzescy myśliwy złapali w ostatnim czasie na gorącym uczynku dwóch kłusowników. Mieli przy sobie własnej konstrukcji piki z przyspawanymi bagnetami od karabinów. Polowali na dzika. - Natrafiliśmy na nich, bo usłyszeliśmy psy, którymi szczuli dzika. Wywiązała się szamotanina, ale porzucili pikę z bagnetem, rowery i uciekli - mówi myśliwy. - To znane osoby, miejscowe. Zabite zwierzę porcjują i sprzedają pijaczkom za grosze. Aktywność kłusowników wzrasta wraz z nadejściem jesieni. Myśliwi chcą rozprawić się z organizatorami krwawych łowów z użyciem okrutnych narzędzi. Niestety, skarżą się, że policjanci nie są ich sprzymierzeńcami. - Za każdym razem informujemy policję o aktach kłusownictwa. Teraz dostarczyliśmy im przedmioty z miejsca przestępstwa. Zobaczymy, czy zadziałają. Wzywani na miejsce zdarzenia wymigali się, że nie mają wolnego patrolu. Za kłusowanie grozi w Polsce do 5 lat więzienia. Niestety, kłusownicy mają się dobrze, wyroki takie zapadają bardzo rzadko. Małgorzata Rokoszewska