Do śmiertelnego wypadku doszło 14 sierpnia 2005 roku w miejscowości Wojciechówka, kilka kilometrów za Przeworskiem, na prostym odcinku drogi. Zginął na miejscu - Wracaliśmy na piechotę z dyskoteki w Krzeczowicach. Szliśmy poboczem w trójkę. Adrian szedł pierwszy, za nim ja i na końcu Radek. Było może koło czwartej nad ranem. Z naprzeciwka nadjeżdżał samochód. Z tyłu za nami też. Nagle huknęło. Odwróciłem głowę i zobaczyłem Radka, jak wyleciał półtora metra w górę. Potem opadł na maskę czarnej hondy i tak jechał dobrych kilkadziesiąt metrów - opowiada Damian Chudzik, przyjaciel zmarłego, świadek wypadku. Przerażeni chłopcy wezwali pogotowie, policję i straż pożarną. Niestety, Radek zmarł na skutek śmiertelnych obrażeń czaszki i mózgu. - Moje dziecko nie żyje, a winnych nie ma - żali się matka. Śledztwo umorzone Prokuratura Rejonowa w Przeworsku umorzyła śledztwo w tej sprawie w 2006 roku. Sąd Rejonowy w Przeworsku nie uwzględnił zażalenia złożonego przez Wiesławę Solarz i utrzymał w mocy poprzednie postanowienie. Zdaniem biegłych, jadąca z prawidłową prędkością 55 km/h sprawczyni wypadku zjechała na prawą stronę, bo chciała wyminąć nadjeżdżający z naprzeciwka samochód. Mam świadków i dowody - Ta kobieta zeznała, że nie przekroczyła prędkości, a ja mam opinię niezależnych biegłych z PZM w Krakowie, którzy obliczyli, że jechała ponad 75 km/h, ale tę ekspertyzę sąd potraktował jako komercyjną i niewiarygodną - mówi oburzona Wiesława Solarz. Wiesława Solarz ma ogromny żal, że sąd nie uwzględnił zeznań naocznych świadków i wielu innych dowodów odciążających jej syna, które zostały pominięte w sądowej ekspertyzie. Bezskutecznie ubiegała się o przeprowadzenie symulacji wypadku. - Ta kobieta mówi, że było ciemno i nas nie widziała, a Radek miał jasny sweter. Zaczynało już świtać i świeciły się lampy. A poza tym my szliśmy krańcem jezdni, a biegli stwierdzili, że Radek wyszedł 2 metry na ulicę. Gdyby tak było zahaczyłby o lewą, a nie prawą stronę samochodu - komentują koledzy zmarłego. ''Po co tak szybko jechałaś?!...'' Część ich zeznań potwierdza Beata Wojciechowska z miejscowości, w której doszło do wypadku. - Prokurator uznał moje zeznania za niewiarygodne, a przecież tej nocy obudził mnie zgiełk i słyszałam przez okno: ''Po co tak szybko jechałaś?! Zabiłaś go!'' Widziałam też na własne oczy świecącą lampę, która dokładnie oświetlała miejsce wypadku. Sprawczyni wypadku Helena S. nie chciała się wypowiadać w tej sprawie. - Ja też bardzo to przeżywam. Jeszcze nie jestem gotowa, żeby o tym mówić. Moje zeznania ma policja - komentuje krótko. Urszula Pasieczna