Prokurator Wiesław Klaczak wyjaśnił, że ciała dwóch osób dotychczas nie odnalezionych prokuratura uznała za śmiertelne ofiary spływu. Zdaniem prokuratury, w łódkach, którymi odbywał się spływ, nie było kamizelek ratunkowych, tzw. kapoków. Podejrzany jest obecnie przesłuchiwany. Grozi mu od pól roku do ośmiu lat pozbawienia wolności. Do tragedii doszło w sobotę. Czterema łodziami z Sanoka do Międzybrodzia płynęło 29 nauczycieli i pracowników Zespołu Szkół Zawodowych nr 1 w Kielcach. W Trepczy - w pobliżu miejsca, gdzie Sanoczek wpada do Sanu - prawdopodobnie jedna z łodzi uderzyła w kłodę, a w nią kolejna łódź. W wyniku wywrócenia się dwóch łodzi utonęły trzy kobiety, a dwie osoby - kobietę i flisaka - uznano za zaginione. Poszukiwania - jak zapewniają ratownicy - trwają, choć dziś odwołano akcję płetwonurków. - W tej chwili stan wody jest bardzo wysoki, a San brudny; nie ma przejrzystości i nie było sensu wysyłać płetwonurków - tłumaczy dowodzący akcją poszukiwawczą. Jednocześnie apeluje do rybaków i wszystkich osób przychodzących nad San o czujność. Ciała zaginionych mogą się bowiem znaleźć wiele kilometrów od miejsca tragedii. - Liczy się więc każdy sygnał - podkreśla.