- Specyfika uczelni technicznej na szczęście bardzo utrudnia młodym ludziom plagiatowanie prac. Studenci realizują zazwyczaj badania pod okiem promotorów, mają indywidualne projekty, więc splagiatowanie tego bywa trudne, a nawet niemożliwe - mówi Anna Worosz, rzecznik prasowy Politechniki Rzeszowskiej. Jak jest na Uniwersytecie Rzeszowskim? - W skali roku na naszej uczelni zdarza się zaledwie kilka przypadków plagiatowania prac. Tak niski wynik osiągnęliśmy przez to, że jest długi czas opieki seminaryjnej, w czasie której promotor na bieżąco śledzi rozwój pracy studenta, a materiał jest systematycznie przez niego realizowany. W momencie, gdy rzeczywiście dojdzie do oszustwa, praca jest automatycznie niedopuszczona do obrony, a ponadto komisja dyscyplinarna ma prawo udzielić nagany z wpisem do akt studentowi lub nawet relegować go z uczelni - mówi Henry Pietrzak, rzecznik prasowy UR. - Zaledwie w 2 czy 3 przypadkach sprawa została skierowana przez uczelnię do prokuratury. Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie broni się przed plagiatami za pomocą specjalnego systemu, przez który przepuszczane są prace dyplomowe przed obroną. - Wynikiem każdej operacji jest szczegółowy raport podobieństwa zawierający listę dokumentów i stron internetowych, których zawartość powtórzyła się w sprawdzanej pracy, ich procentowy udział w analizowanej pracy oraz procentowy udział cytowanych dokumentów w pracy - mówi Gabriela Baszak, rzecznik prasowy WSIiZ. - W przypadku stwierdzenia, iż "wskaźnik podobieństwa" lub/i "odsetek cytatów" dla danej pracy wynosi 20 proc. i więcej, sprawa jest wyjaśniana przez prodziekana odpowiedzialnego za kierunek studiów. W przypadku stwierdzenia, iż praca dyplomowa ma wyraźne znamiona plagiatu, prodziekan kieruje sprawę do rozpatrzenia przez uczelnianą komisję dyscyplinarną. Jeżeli komisja zdecyduje, że dana praca to plagiat, jej autor zostaje relegowany z uczelni - dodaje Baszak. Katarzyna Szczyrek kszczyrek@pressmedia.com.pl Prace magisterskie - napisać czy kupić? Włącz się do dyskusji