- Nigdy nie oddam moich dzieci matce, nawet gdyby miała nakazy wszystkich sądów świata. Ona je gorzej traktowała niż psy, biła, głodziła. Jakbym ich oddał, to bym się w piekle poniewierał, a chłopcy by mi tego nie wybaczyli - mówi zrozpaczony Mariusz M. z Olchowej. To był najstraszniejszy dzień w życiu Michałka, Kuby i Pawła. Po kilkumiesięcznej walce w sądzie, kolejnych rozprawach, ich tato przegrał walkę o nich. Sąd Rodzinny w Ropczycach wydał nakaz natychmiastowego wydania chłopców matce, od której uciekli 7 miesięcy wcześniej do ojca. - Po dwóch tygodniach przyjechała z policją po dzieci. Machała im papierami przed nosem i mówiła, że muszą z nią iść, bo ma nakaz sądu. Ani jednego ciepłego słowa. Przecież tak ich nie odzyska. I na pewno nie awanturami. Kiedyś krzyczała, że spali dom i samochody. Najmłodszy wbił się we mnie z całej siły i powiedział, że z nią wróci. Starsi też kategorycznie odmówili i schowali się w domu. Postała chwilę i odjechała. Zawsze ich wysztywnia, jak tylko się pojawi - opowiada pan Mariusz M. Chłopcy mówią, że ich biła 4 kwietnia chłopcy uciekli do pana Mariusza od matki. Mieszkali z nią i jej obecnym mężem od rozwodu rodziców. Z płaczem błagali tatę, żeby ich do niej nie odwoził. Pan Mariusz postanowił, że zostaną przy nim. Po dwóch tygodniach kobieta złożyła w sądzie wniosek o wydanie dzieci. I zaczęła się walka. - Chłopcy od dawna skarżyli się, że są maltretowani przez matkę. Ale nie byłem w stanie tego udowodnić. Złożyłem trzy doniesienia na policję. Prokuratura umorzyła sprawę. Na co miałem czekać, aż stanie się im większa krzywda? - pyta rozżalony ojciec. Ojciec opowiada, że 6-letni Michałek tak boi się matki, że nie chce chodzić do przedszkola. Do babci powiedział, że dostaje gęsiej skórki, jak mama przychodzi. Raz schował się pod stół, żeby go nie wypatrzyła wśród dzieci i nie zabrała od taty. Mariusz i Ewa M. nie mogą zrozumieć zachowania matki chłopców. Jak twierdzą, od ich ucieczki przyjechała do domu byłego męża kilka razy, ale nie do dzieci - Zabierała co się da, nawet doniczki i słoiki ze strychu. 11 lipca pobiła mnie, bo nie chciałam jej przepuścić do salonu. Chciała zrywać firanki z karniszami. To straszne, jak ona się zachowuje. Aż serce boli, jak traktuje własne dzieci - wzdycha pani Ewa, obecna żona Mariusza M., którą dzieci traktują jak drugą mamę. Sąd przeciwko dzieciom Państwo M. nie mogą też zrozumieć decyzji sądu, który, ich zdaniem, zupełnie nie przejmuje się losem dzieci. - Sąd stwierdził, że przy rozwodzie dzieci były przyznane matce i tak ma zostać. Mnie ani słowa sędzia nie zapytał, tylko byłą żonę, czy podtrzymuje decyzję o wydanie dzieci - ubolewa ojciec chłopców. Zdesperowany mężczyzna kolejny raz poprosił o opinię psychologa klinicznego specjalistę Kornelę Lipiec, która po przebadaniu chłopców potwierdziła z całą stanowczością, że dzieci "w żadnym wypadku nie chcą wrócić do matki". A ich niechęć i strach przed nią są tak silne, że nie chcą się nawet z nią widywać. - Niezrozumiała dla mnie decyzja sądu bezwzględnie łamie uczucia tych chłopców, w których dominuje lęk i ogromny uraz do matki. Nie rozumiem dlaczego sąd nie zbadał dogłębnie przyczyny takiego zachowania dzieci wobec niej i wydał tak pochopną i krzywdzącą decyzję - komentuje Kornela Lipiec. Zabierze dzieci siłą?! Kilka dni temu matka chłopców przyjechała po nich z kuratorem sądowym. Dzieci kategorycznie nie chciały z nią iść. W domu taty i jego obecnej żony chłopcy znaleźli bezpieczeństwo, troskę i miłość. W końcu poczuli, że mają prawdziwą rodzinę i opiekę. Matka chłopców nie chciała z nami rozmawiać - On ewidentnie łamie prawo i śmieje się ze wszystkich - ucina krótko i odkłada słuchawkę. 19 września matka chłopców złożyła w sądzie pismo o przymusowe wydanie dzieci. - Do czego to doszło? Była żona chce siłą wydrzeć dzieci, chociaż wie, że nie chcą z nią być. Modlę się, żeby Bóg ochronił moich synów. Tylko to mi pozostało - wzdycha zrozpaczony ojciec. URSZULA PASIECZNA