Można by się zastanawiać, dlaczego rośnie liczba dzieci, które zamiast w domach rodzinnych wychowują się w domach dziecka. Przecież w ciągu ostatnich lat sytuacja w Polsce bardzo się zmieniła. Wydaje się nam, że warunki życiowe są lepsze niż były. A mimo to domy dziecka pękają w szwach, a wręcz brakuje miejsc dla nowych podopiecznych, których przybywa każdego roku. Jest gorzej niż było Pracownicy placówek opiekuńczo-wychowawczych potwierdzają, że w polskim społeczeństwie jest coraz więcej patologii. Przypadki, gdy problemy z prawem mają nawet kilkuletnie dzieci, nie należą już do sporadycznych. Rozboje, kradzieże, pobicia. To właśnie tak od kilku lat bryluje nasza młodzież. Nastolatkom brakuje właściwej opieki, której nie są w stanie zapewnić pijani albo odurzeni narkotykami rodzice. Na skutki nie trzeba było długo czekać. Z każdym rokiem sytuacja się pogarsza, a sądy rodzinne, postawione pod ścianą, muszą umieszczać dzieci w domach dziecka, pogotowiach opiekuńczych albo rodzinach zastępczych. Podopiecznych przybywa - Od ponad dwóch lat w naszej placówce zawsze mamy podopiecznych ponad limit - przyznaje Małgorzata Grabowska, dyrektor Domu Dziecka ''Hanka'' w Dębicy. - A do tego coraz częściej dzwonią do nas ludzie z drugiego końca Polski i pytają, czy moglibyśmy przyjąć dziecko od nich. Zawsze odmawiam, bo brakuje miejsc nawet dla naszych dzieci. Podobnie jest prawie w każdym domu dziecka w naszym regionie. Dyrektorzy ciągle zmagają się z problemem zbyt małej liczby miejsc dla nowych podopiecznych. Według prawa, w jednej placówce może przebywać tylko 30 dzieci, a potrzeby są dużo większe niż możliwości. Nastolatek to problem Dyrektorzy prawie wszystkich domów dziecka z Podkarpacia i Centrów Pomocy Rodzinie zauważyli, że w 2007 roku wśród przybywających podopiecznych, coraz częściej są 16 - 17-latkowie. - Są to dzieci z ogromnymi zaburzeniami emocjonalnymi i wychowawczymi, z rodzin bardzo patologicznych. Więcej jest też nastolatków, z którymi bardzo trudno pracować. To prawie ukształtowani ludzie, którzy nie chcą podporządkować się zmianom - przyznaje Barbara Szczygielska, dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Strzyżowie. - Małemu dziecku łatwiej znaleźć rodziców zastępczych albo adopcyjnych - dodaje Urszula Polanowska, dyrektor Domu Dziecka w Rzeszowie. - Trudniej jest ze starszymi, takimi, które potrafią się już sprzeciwić, powiedzieć ''nie''. W naszym domu, dla dzieci w wieku 3 -18 lat mamy nawet takich podopiecznych, którzy wracają z rodzin zastępczych, a czasem nawet z rodzin adopcyjnych. Konieczna ostateczność Dla sądów rodzinnych odebranie dziecka rodzicom i umieszczenie go w domu dziecka, pogotowiu opiekuńczym albo rodzinie zastępczej to ostateczność. Ale niestety rzeczywistość jest taka, że często nie mają wyjścia. Rodzice zaniedbują swoje dzieci, nie są zdolni do zajęcia się nimi, lekceważą ich wychowanie, zdrowie i bezpieczeństwo. Dlatego właśnie np. Sąd Rodzinny w Przemyślu w minionym roku podjął 20 takich decyzji. W ten sposób 39 dzieci trafiło do ośrodków opiekuńczych, w tym aż dziesięcioro z jednej rodziny. Rok wcześniej takich dzieci było 22. Społeczeństwo zawodzi Czym spowodowana jest ta sytuacja? Dyrektorzy domów dziecka, pracownicy centrów pomocy rodzinie, sędziowie podkreślają, że z pewnością przyczyn jest wiele. Z różnych względów w rodzinach dzieje się coraz gorzej. Dzieci zostawione same sobie wpadają w złe towarzystwo, wychowują je rówieśnicy, którzy nie nauczą ich niczego dobrego. Dlatego, jeśli nie zmieni się sytuacja, to nawet dziesiątki nowych domów dziecka nie rozwiążą problemu. ANNA OLECH