Według świadków pożar wybuchł przed trzecią nad ranem. Zapaliło się w drewnianej części budynku, gdzie nie ma nawet elektryczności. Jednym z pierwszych który zauważył ogień był najbliższy sąsiad. - Widziałem, że się coś dzieje, bo okna czerwone się zrobiły. Wyszedłem przed dom i zobaczyłem, że się pali. Ale co mogłem zrobić? Stałem bezradny. Zadzwoniłem na straż ale powiedzieli że już jadą - opowiada Jan Banasiewicz. Zapach dymu poczuła też mieszkająca z pięciorgiem dzieci babcia. - Usiadłam na łóżku i zobaczyłam duży blask na stajni. Zerwałam się i wybiegłam na podwórko i zobaczyłam, że cały strych był zajęty przez ogień. Pobudziłam dzieci i w tym co zdążyły ubrać wyszliśmy na zewnątrz - relacjonuje Irena Królicka. Tragedia rodziny wzruszyła mieszkańców Pielni. W sobotę tłumnie przyszli porządkować pogorzelisko. - Rozebraliśmy ten budynek, chcemy tej rodzinie pomóc żeby jak najszybciej można było to odbudować. Jak pogoda pozwoli to chcemy na tej spalonej części zrobić dach jeszcze w tym roku - mówi Krzysztof Tomków. W spalonym domu mieszkali dziadkowie z pięciorgiem dzieci. Najstarszy chłopak jest w wojsku, reszta chodzi do szkoły. Ze względu na gospodarstwo rolne codziennie wstają o 4:30, żeby je obrobić. Dopiero później jadą do szkół. Teraz stracili dom. Na razie dotknięta dramatem rodzina zamieszkała w wolnym budynku u sąsiada. Gdyby któryś z Czytelników portalu chciał im pomóc prosimy o kontakt z sanocką redakcją.