W każdy upalny dzień odkryta pływalnia przeżywa oblężenie. Setki dębiczan rozkłada się na trawniku, większość stanowią rodziny z dziećmi. Basenu, podobnie jak w ubiegłym roku, pilnują ochroniarze. - Jest to czterech panów, dwóch zawodowych i dwóch pomocników - mówi Jerzy Rozmysłowski, kierownik zespołu basenów przy Sobieskiego. Grupy młodych osób, zazwyczaj pod wpływem alkoholu, kradną, co się da, i zaczepiają każdego, kto się im nie spodoba. - Praktycznie codziennie dochodzi tam do jakiejś awantury - mówi jedna z mieszkanek Dębicy. Jej rodzina należy do stałych bywalców obiektu przy Sobieskiego. Jest zbulwersowana postawą pracowników, ale przede wszystkim przebywających tam młodych osób. - W ubiegłym tygodniu musiałam uspokajać swoją córkę, gdyż przestraszyła się grupy pijanej młodzieży awanturującej się między sobą - komentuje mieszkanka. Młodzi ludzie bez najmniejszego problemu wnoszą alkohol na obiekt w reklamówkach. Z relacji kobiety wynika, że sama była świadkiem, jak jeden wniósł całą reklamówkę piw i nikt przy wejściu nawet nie zwrócił mu uwagi. - Jeżeli nie zrobi się z tym porządku, to może dojść do tragedii - twierdzi kobieta. Mieszkanka zarzuca kierownictwu jeszcze jedno. - Kiedyś rozmawiałam z jednym z pracowników i powiedział mi, że dyrekcja wie o wszystkim, ale dla nich ważniejsze są koszty, a nie bezpieczeństwo - komentuje sytuację. Jerzy Rozmysłowski zaprzecza i zapewnia, że pracownicy robią wszystko, aby na obiektach było bezpiecznie. - Te awantury wszczynają grupki hołoty z przybasenowych osiedli - mówi. Rozmysłowski dodaje również, że do upilnowania porządku na całym obiekcie musiałby mieć stu ludzi. - Co mamy robić, lać po łbach, czy zabić dla przykładu jednego? - pyta z bezradnością w głosie Jerzy Rozmysłowski. Zapewnia, że pracownicy basenu sami zastanawiają się, jak rozwiązać ten problem. Zarzuty dotyczące chęci zysku kosztem bezpieczeństwa kierownik odpiera. - Na pewno nikt tej pani tak nie powiedział - podkreśla. rar