Mężczyzna z silnymi powikłaniami cukrzycowymi leżał na Oddziale Chorób Wewnętrznych stalowowolskiego szpitala od 8 lutego. Dokładnie tydzień później, około godziny 17, karetka odwiozła go do domu, a sanitariusze wnieśli do mieszkania, gdyż sam był zbyt słaby, żeby chodzić. Tego samego wieczoru jego stan jeszcze bardziej się pogorszył. Gwałtownie spadł mu poziom cukru. Zmarł mimo pomocy, jakiej próbowali udzielić mu najbliżsi. - Starali się podać mu doustnie lekarstwa, ale był zbyt słaby, aby je przyjąć. Dla domowników to prawdziwy dramat. Umarł na ich oczach - opowiada drżącym głosem jedna z bliskich rodzinie osób, która zastrzega sobie anonimowość. Jest zdziwiona, że mężczyzna został wypisany ze szpitala. - Miał duże wahania cukru i był bardzo słabiutki. Moim zdaniem nie nadawał się, aby go wypisać. A jeśli już musiało do tego dojść z powodu ewakuacji, to zamiast do domu, powinien był zostać przewieziony do innej placówki, jak stało się wtedy z niektórymi pacjentami - mówi nasza rozmówczyni. W stalowowolskim szpitalu powiatowym twierdzą jednak, że pacjenta nie wypisano w związku z ewakuacją. I to mimo tego, że w karcie informacyjnej czarno na białym jest napisane, iż został "wypisany do domu w trybie pilnym ze względu na strajk pielęgniarek i ewakuację szpitala". Jak to możliwe? - Ten wypis był zaplanowany. Decyzja o nim zapadła dzień wcześniej - 14 lutego. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że następnego dnia dojdzie do ewakuacji. Po prostu tego dnia adnotacje o ewakuacji umieszczano na wszystkich wypisach i stąd znalazła się ona i na tej karcie. Choć powtarzam: ten wypis był zaplanowany - powiedziała "Sztafecie" Barbara Floras-Suduł, zastępca ordynatora Oddziału Chorób Wewnętrznych w stalowowolskim szpitalu. Lekarka potwierdza również to, co mówią bliscy zmarłego. Że mimo stosunkowo młodego wieku, był mocno schorowany. - Ten mężczyzna leżał u nas już nie pierwszy raz. Zniszczyła go długotrwała cukrzyca. Nie chodził, prawie nie widział, miał uszkodzoną wątrobę oraz układ autonomiczny. Mógł umrzeć w każdej chwili, nawet w szpitalu podczas snu - mówi Barbara Floras-Suduł. Ale akurat z tym ostatnim stwierdzeniem bliscy mężczyzny nie chcą się zgodzić. Ich zdaniem, pod opieką lekarzy mógłby przeżyć. - Skoro wiedzieli, że był tak słaby, to nie powinni go byli wypisywać. Może ktoś by mu pomógł na czas, gdyby został tamtego dnia w szpitalu. Przecież tam miał większe szanse na przeżycie, niż w domu. Nawet gdyby miał pożyć jeszcze tylko tydzień lub miesiąc - mówi, cytowana już, bliska rodzinie zmarłego osoba. (tw)