Ja na tę decyzję potrzebowałam dwudziestu lat - mówi pakując swoje rzeczy Ania*. Dzisiaj razem z dziećmi rozpoczyna nowe życie. Znalazła mieszkanie, ma szansę na prace, ale jeszcze niedawno jej życie było istnym koszmarem. - W sumie konflikty w domu były odkąd pamiętam. Zawsze coś mu nie pasowało. Traktował nas jak podwładnych. Nikt nie miał prawa mieć swojego zdania, wszystko musiało być tak, jak on chce. No i te słowa, które bardzo ranią, trudno je zapomnieć, trudno o tym mówić - wspomina łamiącym się głosem Ania. Decyzja była bardzo trudna Kilka miesięcy temu zdecydowała się przerwać cierpienia dzieci i swoje. Postanowiła szukać pomocy. Trafiła do ośrodka wsparcia SOS w Lesku. - To nie była łatwa decyzja, ale jej nie żałuję. Jak tutaj przyszłam razem z dziećmi, to moje życie się zmieniło. Zaczęłam widzieć nowe możliwości. Bardzo też pomagają rozmowy z pedagogami, psychologiem, prawnikiem. Tutaj czujemy się przede wszystkim bardzo bezpiecznie, nie ma wrzasku, krzyku - mówi Ania. - Na początku trochę się tego wstydziłam, że jestem w takim ośrodku, nie wiedziałam, jak mówić o tym koleżankom w szkole. Ale z czasem zaczęłam sobie tłumaczyć, że przecież to nie jest moja wina i że ta sytuacja nie będzie trwać wiecznie - wspomina Aneta, szesnastoletnia córka Ani. W tej chwili w sądzie toczy się sprawa rozwodowa Ani i jej męża. - Próbuje na mnie wpływać, zastraszać mnie, czasami mnie prosi, żebym wróciła, ale od tego już nie ma odwrotu - mówi dręczona psychicznie kobieta. Idziemy na swoje Dzień, w którym rozmawiamy, jest jednym z ostatnich w ośrodku. Kilka wielkich toreb, już spakowanych, leży na łóżku, a reszta rzeczy w reklamówkach i mniejszych workach. Ania z dziećmi ma już wynajęte mieszkanie w jednym z pobliskich miast. - Będzie dobrze, wierzę w to. Szukam pracy i są duże szanse że dostanę ją w tym mieście, w którym będziemy mieszkać. W jednym z zakładów potrzebują pracowników, a ja mam kwalifikacje, myślę że się uda - cieszy się na samą myśl o nowym życiu. Opowiedziana powyżej historia to tylko jedna z wielu, jakie można napisać, wysłuchując przeżyć kobiet przebywających w ośrodku. Przyjście tutaj to dla nich dopiero początek nowej drogi. Wciąż jednak wiele ofiar przemocy w rodzinie, znosi ból i upokorzenia, bo wstydzi się poprosić o pomoc. Na przemoc trzeba reagować - Przeszkadza nam taki mit, że wszystko, co się dzieje w rodzinie, jest sprawą rodziny, nie wolno o to pytać, nie wolno się tym interesować. Ale jak się okazuje, że w tej rodzinie dzieje się źle, występuje w niej przemoc, to trzeba reagować, bo przemoc jest przestępstwem. Trzeba temu zapobiegać i chronić tych, którzy są słabsi - przekonuje Joanna Szurlej, dyrektor ośrodka SOS w Lesku. Podkreśla, że przemoc to nie tylko bicie i siniaki. To także przemoc psychiczna i ekonomiczna. Często ofiary nie potrafią nawet nazwać doznawanej krzywdy. - One nie wiedzą, że wyśmiewanie poglądów, wyśmiewanie religii, izolowanie od innych ludzi, zabranianie spotykania się ze znajomymi, z rodziną - to wszystko formy przemocy psychicznej. Bardzo niewiele osób zdaje sobie sprawę, że na przykład grożenie samobójstwem i ciągłe powtarzanie tej groźby jest również formą przemocy psychicznej. Zabieranie pieniędzy czy wręcz zabranianie pracy jest z kolei formą przemocy ekonomicznej, bo ofiara jest uzależniona od sprawcy - tłumaczy szefowa leskiego ośrodka. Leski SOS jest jednym z czterech takich ośrodków na Podkarpaciu i 35 w Polsce. Właśnie minął pierwszy rok jego działalności. W tym czasie mieszkało w nim ponad 50 osób. W ośrodku, oprócz pomocy psychologicznej i prawnej dla dorosłych, są również pedagodzy, którzy pomagają w nauce dzieciom. Autor: GRZEGORZ BOŃCZAK *Imiona głównych bohaterek zostały zmienione