- Dlatego tak bardzo denerwuje mnie fakt wyprowadzenia z regionu prawie 5 milionów złotych do innych województw - mówi Anna Gut, naczelnik wydziału gospodarki lekami w POW NFZ w Rzeszowie. - Gdyby te pieniądze zostały w oddziale, moglibyśmy zapłacić za kilkanaście niestandardowych terapii w leczeniu chociażby mukowiscydozy preparatem tobi, kosztującej 12,5 tys. zł. Potrzebuje jej co najmniej kilku małych pacjentów, którym nie pomaga colistyna - standard w leczeniu tej strasznej choroby. Według NFZ, do wyłudzenia doszło przy refundacji leku na mukowiscydozę o nazwie pulmozyme. - Jak inaczej nazwać sprowadzenie na Podkarpacie 95 proc. krajowej sprzedaży tego leku, kosztującego dla pacjenta 3,20 zł przy wysokości refundacji 2623,14 zł? - pyta pani Anna. W regionie na mukowiscydozę leczy się około 80 dzieci, podczas gdy w Polsce jest około 1000 chorych. - Z 6347 tys. zł wydanych przez POW NFZ na refundację pulmozyme, na leczenie naszych dzieci poszło tylko 1445 tys. zł. Dlaczego mamy płacić za bogatsze regiony mające swoje pieniądze na ten cel? Nie ma zwrotów za refundację leków Oddziały nie zwracają między sobą wydatków na refundację leków, bo brakuje na to uregulowań prawnych. Mają za to obowiązek płacenia za pacjentów migrujących, takich, którzy leczą się poza województwem. - W ten sposób nasz region jest podwójnie biedny. Nie dość, że mamy niższe nakłady na mieszkańca, dużą liczbę pacjentów leczonych w innych regionach, za których musimy płacić, to jeszcze dochodzi do "wyprowadzania" pieniędzy z naszej kasy. Brak znamion przestępstwa Komenda Miejska Policji w Rzeszowie umorzyła śledztwo w sprawie zgłoszonych przez NFZ wyłudzeń wobec braku znamion przestępstwa, bo "w omawianym przypadku recepty były wystawiane przez uprawnionych lekarzy dla osób faktycznie chorych na mukowiscydozę, a w zakresie sprzedaży zachowane były procedury. Tak więc nie zostały wyczerpane znamiona przestępstwa określonego w artykule 286 par. 1 k.k.". Nadzór czuwa - Stale współpracujemy z NFZ, dlatego i w tej sprawie przeprowadzimy kontrolę. Czekamy tylko na orzeczenie sądowe szczegółowo określające, co w świetle prawa jest sprzedażą wysyłkową leków - mówi Monika Urbaniak, podkarpacki wojewódzki inspektor farmaceutyczny w Rzeszowie. ANNA MORANIEC