Rodziny śmiertelnie chorych chcą, by ratownicy medyczni zabierali ich do szpitali, tak, by nie umierali w domach. Wstydzą się podjeżdżającego pod blok karawanu, boją się obmawiania przez sąsiadów, nie chcą by ich dom był naznaczony śmiercią. - Rzeczywiście, śmierć w domu staje się tematem tabu - przyznaje dr Monika Gołębiewska, zastępca ordynatora SOR w Tarnobrzegu. - Bliscy osoby umierającej wprost mówią nam o tym, że to wstyd umierać w domu. Chcą, by osoby w stanie agonalnym zabierać do szpitala, bo boją się, że zostaną obmówieni przez sąsiadów. To bardzo smutne, bo przecież jeszcze nasi dziadkowie umierali we własnych domach w otoczeniu całej rodziny. Odchodzili w sposób bardzo godny, podniosły, bardzo ludzki. Ratownicy przyznają, że bywają stawiani w bardzo trudnej dla siebie sytuacji, gdy wiedzą, że osobie, do której zostali wezwani, pozostało zaledwie kilka godzin życia. - Rozumiemy, że rodzina przeżywa bardzo trudne chwile, ale jeśli medycyna jest bezradna, musimy pozwolić odejść w możliwie godny sposób - mówi ratownik Józef Procyk. - Są sytuacje, w których nie da się już nic zrobić poza byciem z umierającym. Nie wszyscy to rozumieją. Próbują wymusić na nas transport do szpitala. A jak postrzegają ten problem mieszkańcy regionu? - Najgorsze są sytuacje, gdy ktoś umiera w domu samotnie i sam fakt, że zmarł, wychodzi na jaw dopiero po jakimś czasie. Nie wiem, czy mógłbym mieszkać w takim mieszkaniu, nawet po sąsiedzku - mówi Sławomir Mazur z Tarnobrzega. - Na pewno inaczej myśli się o takiej sytuacji, gdy chodzi o bliską osobę, a jeszcze inaczej, jeśli przypadek dotyczy kogoś obcego. Małgorzata Rokoszewska Umierać po ludzku - co to znaczy? Podyskutuj o tym na forum.