- Bo tutaj jest lepiej pod każdym względem - Mark Kwoka odpowiada tak każdemu, kto zadaje te niedorzeczne pytania. Mark z dumą pokazuje swój dowód osobisty. Miejsce urodzenia Nowy Jork, obywatelstwo polskie. - Nie zdradziłem Ameryki. Jestem Polakiem, tak jak mój tato i moja mama. Jak dostałem dowód, poczułem to tak naprawdę. Inni uciekają z Polski, a ja uciekłem do Polski, do... Jak to powiedzieć? Roots..., no właśnie korzeni. Wierzę w to, że w Rzeszowie uda mi się dobrze żyć - mówi Mark płynnie po polsku, z lekkim akcentem. To był jego pomysł Prawie całe życie spędził w Stanach Zjednoczonych. Tam mieszkał i chodził do szkoły. Słoneczne Florydy plaże, ciepły ocean, palmy..., wystarczyło wyjrzeć przez okno - raj na ziemi, ale nie dla niego. Gdy miał osiemnaście lat, do głowy przyszło mu wojsko. Dostał się do Amerykańskich Sił Powietrznych, gdzie pracował jako mechanik bombowców. Przeżył misję w Iraku. Tam było bardzoe niebezpiecznie, strzelali nawet na bazie, gdzie pełnił służbę. Widział straszną biedę Irakijczyków. Po półrocznej misji odechciało mu się wojska. Wrócił do domu na Florydę. - Polska to był mój pomysł. Ostatni raz byłem tutaj, jak miałem 15 lat. Byłem ciekawy jak jest tutaj teraz i przyjechałem do Rzeszowa, do rodziny taty. Nigdy w życiu bym nie pomyślał, że zostanę tutaj na zawsze, że będę miał swój polski dowód. A jednak zachwycił się na dobre Polską, którą wcześniej znał tylko z opowiadań rodziny i krótkich wakacji. Tutaj czuję się jak w domu - Myślenie Polaków jest inne. Są szczerzy, gościnni. W Polsce jestem kilka miesięcy i mam więcej znajomych i przyjaciół, z którymi mogę się spotkać i pogadać, kiedy tylko chcę, niż w Ameryce - nie ukrywa Mark. - Tutaj jest tak, że nawet jak kogoś nie znają, to go ugoszczą jak rodzinę. W Ameryce jest większy dystans. I nie chodzi o to, że jak jestem Polakiem, to jestem gorzej przez nich traktowany. Bo tam to jest normalne. Prawie każdy ma inne pochodzenie i to jest OK. Tylko że tam tak jest. Bezpieczne, nawet nocą, ulice Rzeszowa to była dla niego szokująca nowość. - Tutaj idę na dyskotekę i nie muszę się martwić, że ktoś mnie napadnie, albo okradnie. Na Florydzie nie było takiej swobody - zachwala Rzeszów nowy obywatel Polski. Rzeszów na start W rozmowie z Markiem wyczuwa się absolutną szczerość. Nie stara się koloryzować swoich wrażeń. Bardzo rzeczowo ocenia Polskę, którą niedawno poznał z perspektywy kogoś z zewnątrz, kto zdecydował się zacząć tutaj nowe życie. - Pracuję w firmie taty, w związku z czym jest mi odrobinę łatwiej. Ale miałem też kilka innych propozycji. Od razu jak przyjechałem chcieli mnie wziąć do szkoły języków, gdzie miałem być native speakerem. Nie jest wcale tak źle tutaj z tą pracą - przekonuje. Nie ukrywa też, że parę rzeczy by zmienił. Z dowodem musiał biegać od urzędu do urzędu. Wtedy poznał specyficzną mentalność i podejście do klientów polskich urzędników. - Powiedzieli, że z NIP-em coś jest nie tak i odesłali mnie do Urzędu Skarbowego. W Stanach tak nie jest. Wszystko robią dla ciebie i są bardzo mili. A tutaj musiałem sam jeździć z papierami i czekać na każdy podpis - opowiada szczerze. Pierogi ruskie i polskie dziewczyny Trochę tęskni za słoneczną Florydą, ale po kilku przeziębieniach przywykł w końcu do tego, że w Polsce trzeba zakładać zimą ciepłą kurtkę. Doskwiera mu też brak amerykańskiego futbolu i hokeja. - Ja trenowałem hokej kilka lat w Ameryce. Chciałbym tutaj grać dalej. Ale w Rzeszowie nie ma gdzie. Może uda się w Sanoku albo w Krakowie. Ale za to jest polskie jedzenie, za którym przepada. - Bardzo lubię sałatkę jarzynową, pierogi ruskie, żurek i ogórki kiszone. Tego nie ma w Ameryce. I dziewczyny są tu bardzo ładne, bardziej ciepłe i kobiece niż Amerykanki. I potrafią gotować - uśmiecha się Mark. - Tutaj jest lepiej niż w Ameryce, dlatego zostaję. Urszula Pasieczna