Na wzgórzach pomiędzy Wolą Rafałowską, a Malawą mają powstać 4 elektrownie wiatrowe. Przeciwko tej inwestycji protestują okoliczni mieszkańcy. - Inwestor zupełnie się z nami nie liczy. Nie rozmawia. A tutaj ponad 30 domów znajdować będzie się w strefie bezpośredniego zagrożenia życia i zdrowia - mówili protestujący. Wnioski wydane o zatrzymanie inwestycji przez wojewodę, czy starostę, zostały odrzucone. Z kolei postępowania odwoławcze mieszkańców w tych sprawach trwają, zaś na chwilę obecną inwestor, spółka "Mega" z Kraczkowej, posiada aktualne zezwolenia na budowę. Stąd mieszkańcy wiedząc, że przygotowane konstrukcje pod maszty i turbiny wiatraków mają być zabetonowywane, postanowili nie wpuścić na plac budowy ciężarówek. O swoich zamierzeniach powiadomili przed tygodniem wicewojewodę i starostę rzeszowskiego. - Chcemy wstrzymania budowy do momentu aż sądy ostatniej instancji wydadzą swoje werdykty w naszych sprawach. Jeśli będą dla nas niekorzystne , poczekamy na orzeczenie trybunału w Strasburgu. Jesteśmy już tak zdesperowani - dodawali na piątkowej blokadzie. Blokada W piątek przed godz. 17 drogą z Woli Na Malawę ruszyły ciężarówki. Wiozły płyty, które w kilka godzin miały zostać ułożone na drodze. Za nimi w kolejce stało już 100 betoniarek, a w nich beton wart ok. 1 mln zł, który zamierzano wylać nocą w podstawy wiatraków. Zaniechanie tego, spowodowałoby stwardnienie betonu, w efekcie czego samochody wraz z całą zawartością nadawałyby się tylko do wyrzucenia... Przeciwko nim wyszli na drogę okoliczni mieszkańcy. Niemal 100 osób. Mieli termosy, byli ciepło ubrani. Mrok rozjaśnili kilkoma latarniami, prąd czerpiąc z pobliskiego domu. Dla rozgrzewki zapłonęło ognisko. - Jesteśmy przygotowani na długi protest. Będziemy się zmieniać na tej drodze całą dobę - zapowiadała Zdzisława Dubiel, sołtys Woli Rafałowskiej. Na miejsce pierwsi dotarli policjanci z okolicznych posterunków. Chwile później wsparcie z Oddziału Prewencji. Uzbrojeni w tarcze i pałki funkcjonariusze zaczęli formować kordon. Widząc spokój ze strony protestujących wycofali się jednak czekając na negocjatorów. - Policjanci zachowali się wobec nas bardzo fair - przyznawała sołtys. Ok. godz. 18.20 protestujących wsparło 5 osób z okolic Sanoka. Ok. 18.30 na miejsce dotarli policyjni negocjatorzy. Kom. Mirosław Wośko, naczelnik wydziału prewencji Komendy Miejskiej Policji w Rzeszowie poinformował zebranych, że ich zgromadzenie jest nielegalne. Przypomniał, że inwestor ma potrzebne zezwolenia, natomiast jeśli przegra w sądach, będzie musiał doprowadzić teren budowy do stanu sprzed rozpoczęcia inwestycji. Podinsp. Zbigniew Kocój, występujący w roli negocjatora, poprosił o spotkanie w gronie kilku osób. - Żeby można było łatwiej rozmawiać - argumentował. Na prośbę funkcjonariuszy, dziennikarze nie uczestniczyli w negocjacjach. Ok. godz. 19 na miejsce dojechał wójt Chmielnika. Rozmowy trwały niemal 3 godz. Ostatecznie sołtys poprosiła mieszkańców o rozejście się. Zresztą sama bała się też o ich bezpieczeństwo. Niedługo później budowlańcy przystąpili do pracy. Przyszłość Teraz beton wylany pod wiatraki twardnieje i się wiąże. Do wiosny 2010 r. prace budowlane będą wstrzymane. Sami mieszkańcy mają też żal w sprawie drogi, którą blokowali. - Jak powiedział nam starosta, gdyby nie sprawa farmy wiatrowej, już dawno byłaby wyasfaltowano, gdyż chciał ją wyremontować w ramach "schetynówek". Jednak nie mógł tego zrealizować ze względu na budowę - przekazał Janusz Chwaszcz, przewodniczący komitetu protestacyjnego. Nieoficjalnie zaś dziennikarze otrzymali zapewnienie od przedstawiciela inwestora, że droga zostanie wyasfaltowana i to za jego pieniądze. Wcześniej tego nie robiono, aby nie rozjeździły jej ciężarówki z betonem. Inwestor twierdzi też, że na remonty i odbudowę okolicznych dróg wyłożył 5,5 mln zł. Sprawa wiatraków Sprawa wiatraków ciągnie się od 1999 r. Wówczas planowano pierwszą tego typu inwestycję. Po protestach mieszkańców sprawa ucichła. Aż do 2008 r., kiedy to jesienią na pola wjechały maszyny budowlane. Protesty okolicznych mieszkańców powróciły. Po ich kolejnych interwencjach, sprawy związane z możliwymi nieprawidłowościami w przygotowaniu inwestycji trafiły do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Rzeszowie i Prokuratury Rejonowej w Rzeszowie. Mieszkańcy protestują przeciwko wiatrakom, bo boją się o własne zdrowie i życie. Dzięki własnym staraniom doprowadzili do wykonania operatu oddziaływania zaplanowanej farmy na środowisko. - To taki operat, jaki powinien zostać wykonany, gdy inwestor starał się o pozwolenie na budowę - mówi Janusz Chwaszcz. Twórca specjalistycznego raportu, dr inż. Tadeusz Dzierżak, zwraca uwagę na trzy zagrożenia ze strony powstającej elektrowni. Przekroczenie norm dopuszczalnego hałasu, zagrożenie bryłami lodu odpadającymi od łopat wiatraków i na infradźwięki. - Dopuszczalny poziom hałasu nocą to 40 decybeli. Będzie on przekroczony na obszarze ponad 150 ha obejmującym ponad 30 budynków mieszkalnych. Jeszcze więcej narażonych będzie na infradźwięki. Niesłyszalne dla ucha, ale wpływające na niszczenie organizmu ludzkiego. Zaś na trafienie bryłami lodu odpadającymi z wiatraków, nawet gdy nie będą pracować, narażeni będą ludzie, domy, znajdujące się w odległości 120-650 m. Do tego dochodzi migotanie - wyjaśnia T. Dzierżak. Migotanie, czyli rzucanie na ludzi, zabudowanie, na przemian cienia i światła słonecznego. Powstaje ono wówczas, gdy na drodze promieni słonecznych stają kręcące się łopaty wirnika wiatraka.