Kilkadziesiąt dzieci zmuszonych jest do wstawania przed godz. 5 rano, maszerowania 7 km do najbliższego, po zamknięciu mostu, przystanku. Mieszkańcy mają dosyć obojętności władz na prośby o pomoc i spychania ich do średniowiecza. - Wszyscy jesteśmy rozgoryczeni i źli, bo władze i powiatowe, i gminne traktują nas jak obywateli drugiej kategorii - mówią mieszkańcy Kąkolówki, których prawie trzystuosobowa grupa zebrała się koło mostu. Od lat nic się u nas nie dzieje, żadnych inwestycji, remontów, nic. To zemsta burmistrza za to, że nikt na niego nie głosował - słychać wokół. - A teraz jeszcze ten most. Łącznik ze światem Most, o odbudowę którego chodzi mieszkańcom, został uszkodzony w czasie powodzi jeszcze w 2004 roku. - Od tego czasu powiat nic nie zrobił, żeby go poprawić. Jeździły przez niego nawet 50-tonowe ciężarówki z drewnem. Nikt nawet znaku ograniczającego tonaż nie postawił - mówi Józef Rabczak. - Dopiero teraz, jak po sierpniowych deszczach runął jeden z dwu dźwigarów mostu, przyjechali z zarządu dróg powiatowych, podparli most betonowymi przęsłami, postawili znak ograniczający wjazd cięższych niż półtorej tony samochodów i na tym się skończyło. Teraz nie przejedzie ani autobus, ani ambulans, ani straż pożarna. - Zaczął się rok szkolny i teraz nasze dzieci musimy budzić o wpół do piątej i wcześniej, żeby mogły dojechać do szkoły, bo do najbliższego przystanku mają siedem - osiem kilometrów - mówi Katarzyna Gibała. - Tylko z tego przystanku, obok którego mieszkam, w szczycie dojeżdżało 22 dzieciaków. - A jak mamy dostać się do lekarza? Kilka dni temu kilometrami dźwigałam dziecko na rękach. A co ze starymi schorowanymi ludźmi? Nie wszyscy mają samochody. Ten autobus to był nasz łącznik ze światem - krzyczą jeden przez drugiego. - Zresztą nawet mając samochód i trójkę dzieci, które do szkoły jadą w różnych godzinach trudno wyrobić. Wiedzą, ale... nie mogą pomóc - Żeby utrzymać jakikolwiek ruch w tym rejonie, tymczasowo podparliśmy most. Może nim przejechać samochód osobowy - mówi Marek Radion, z-ca dyrektora Zarządu Dróg Powiatowych w Rzeszowie. - Budowa tego mostu jest teraz priorytetem. Mamy już pozwolenie na odbudowę i rozstrzygnięty przetarg na dokumentację. Na razie nic więcej nie możemy zrobić. Pieniądze na most, około 1 mln zł, możemy dostać nie wcześniej niż w II kwartale przyszłego roku. Przed następną zimą most stanie. Żeby chociaż coś zastępczego Mieszkańcy pamiętają, jak po powodzi w 1985 roku przyjechało wojsko i w dwa dni postawiło zerwany w środku wsi most. Może i tym razem wojsko by nam pomogło? - marzą głośno. - Tamten przecież stoi do tej pory i służy mieszkańcom, a my jesteśmy wojakom wdzięczni do dziś - mówi starszy pan z laską. - Albo mógłby być jakiś tymczasowy, drewniany. Przecież jak rozbiorą ten do odbudowy, też muszą zrobić coś zastępczego. My pomożemy - deklarują wszyscy. Zapomniana wieś? - Droga przez wieś była budowana 40 lat, tak jak to wtedy się robiło, ręcznie - wspomina inny mieszkaniec. - Byłem wtedy jeszcze w liceum. Od tego czasu nic nie było robione, a już dwa czy trzy kilometry biegnące przez las wyglądają jak przedwojenne kocie łby. Burmistrz obrażony Jeszcze gorzej prezentują się drogi gminne. - To dlatego, że mamy złego gospodarza. Burmistrz się na nas obraził, bo nikt ze wsi na niego nie zagłosował, więc u nas nic nie robi. Wszystko pcha tam, skąd sam pochodzi. Wystarczy porównać stan dróg u nas i w Borku Nowym - mówią ludzie. - A już zupełnie inaczej wygląda infrastruktura w sąsiedniej gminie. - Zaraz widać, że to już inny gospodarz - mówią z zazdrością. Proszę się z nami przejechać i zobaczyć. Różnicę widać gołym okiem Droga powiatowa kawałkami przypomina obraz księżycowy. Kamienie, dziury, wyboje. Aż dziw bierze, że do tej pory autobus PKS-u tędy jeździł. ANNA MORANIEC