- Do tej pory te eliminacje wybitnie się nam nie układały. Traciliśmy punkty w nieprawdopodobny sposób. Piłka jednak to taki wspaniały sport, że nawet jak przegrasz, to szybko masz okazję, żeby się odkuć. Mam nadzieję, że los w końcu do nas się uśmiechnie i będziemy skutecznie finiszować. - Swoją i tak już skomplikowaną sytuację dodatkowo pogmatwaliście w meczu z Irlandią Północną. Dlaczego z tak przeciętnym rywalem, stać was było tylko na pół godziny niezłej gry i zaledwie remis? - Rzeczywiście dużo czasu zajęło nam dostosowanie się do sposobu gry rywali. Ci nie byli zainteresowani niczym innym, jak tylko przeszkadzaniem nam w grze. W takiej sytuacji ciężko było przebić się pod ich bramkę. W końcu udało nam się skruszyć ich mur, ale zabrakło nam troszeczkę czasu i szczęścia, by wygrać. - Receptą na sforsowanie skomasowanej obrony rywala, mogła być gra skrzydłami. Te jednak w sobotę w naszej drużynie nie funkcjonowały. - Mogę oceniać tę strefę, w której ja się poruszałem. Rzeczywiście ten mecz mi nie wyszedł. Co prawda byłem podwajany przez rywali, ale to mnie w żadnym stopniu nie usprawiedliwia. Za często grałem piłkę do tyłu, zamiast próbować indywidualnych pojedynków. - Przed sobotnim meczem nasza sytuacja była mimo wszystko umiarkowanie dobra. Jaka według pana jest teraz? - Gdybyśmy pokonali Irlandię, wszystko nadal zależałoby od nas. Teraz już tak nie jest, ale wciąż jest szansa. Jeśli wygramy trzy pozostałe mecze, na pewno zagramy w barażach, a przy sprzyjającym układzie innych spotkań, możemy nawet być pierwsi. Wiem, że po ostatnim spotkaniu stwierdzenie "jak wygramy trzy mecze", może zabrzmieć głupio, ale jak nadal wierzę, że jesteśmy w stanie tego dokonać. Rozmawiał: Piotr Pezdan