Innym razem kierowcą jest ponoć sam szatan, który podstępnie zabija swoje ofiary. Na wszelki wypadek miejmy oczy dookoła głowy... Takie i podobne historie pojawiają się niemal każdego roku. Nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Pomimo tego, wracając do domu wieczorem, przyśpieszamy kroku na widok pojazdu, o którym była mowa. Plotki-legendy łączy przede wszystkim to, że typa spod ciemnej gwiazdy, który poluje nocą na swoje ofiary, nikt osobiście nie widział, jednak prawie każdy zna kogoś, kto zna kogoś, kto go widział. Te historie, mimo swojej fantastyki, niesamowicie kuszą, łatwo je zapamiętujemy, bo robią wrażenie. Mimo że nie bierzemy ich zazwyczaj tak całkiem na serio, to wychodzimy z założenia, że lepiej dmuchać na zimne. Asp. Marta Tabasz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie mówi, że w ostatnim czasie było co najmniej kilka telefonów z pytaniem o znalezione zwłoki z wyciętymi organami. - Ludzie upewniają się, czy na pewno są bezpieczni. Pytają nas o tego typu historie. My oczywiście je dementujemy. Jesteśmy pewni, że są nieprawdziwe - mówi Tabasz. Mit sprzed lat Jedna z najpopularniejszych legend pojawiła się w Polsce w czasach PRL-u, w latach 60. i 70. XX w. Mówiono wówczas o kursującej po mieście czarnej limuzynie marki Wołga - rzekomo jeździły nią opryszki porywające dzieci. Maluchy, które znalazły się we wnętrzu tego samochodu znikały na zawsze. Czarna wołga miała białe firanki w oknach, niektórzy wspominali też o białych oponach. Wersji o niej było kilka. Przede wszystkim zmieniali się kierowcy. Jeździli nią księża lub zakonnice, Żydzi, ewentualnie wampiry lub sataniści. Samochód pojawiał się na drogach tuż po zmroku. Ktokolwiek był w środku, z całą pewnością porywał dzieci, spuszczał im krew, która była lekarstwem dla bogatych Niemców chorych na białaczkę. W niektórych wariantach ofiary były pozbawiane organów, przede wszystkim nerek, bo po jakimś czasie legenda o czarnej wołdze dla urozmaicenia została połączona ze słynną plotką o złodziejach nerek, prawdopodobnie rozpowszechnianą przez KGB. Duch czarnej wołgi powraca Reaktywacja historii o czarnej wołdze nastąpiła pod koniec XX w. W młodszym wariancie "ktoś" podróżował czarnym bmw lub mercedesem. Znakiem rozpoznawczym pojazdów były rogi zamiast bocznych lusterek lub rejestracja składająca się z trzech szóstek. Mówiono, że auto prowadzi sam szatan. Diabeł zatrzymywał wybraną ofiarę na drodze, pytał o godzinę, po czym z uśmiechem z piekła rodem oznajmiał jej, że jutro o tej porze umrze. Przepowiednia podobno zawsze się sprawdzała. Krótko mówiąc, dla nieszczęśnika nie było już ratunku. Mieszkańcy okolicy, w której właśnie przebywał czart, wymyślali najrozmaitsze sposoby, jak go przechytrzyć. Na wszelki wypadek wychodząc wieczorem z domu w zapasie mieli kilka odpowiedzi, które miały ocalić im życie, m.in. niezwykle przebiegłą ripostę... "nie mam zegarka". Znikający autostopowicz Swego czasu popularny był także mit o znikającym autostopowiczu, którego wersji także było co najmniej kilka. Oto jedna z nich: pewien kierowca, jadąc pustą drogą w środku nocy, zobaczył na poboczu małą dziewczynkę. Zatrzymał się, a dziecko poprosiło o podwiezienie, podając adres. Na pytanie kierowcy "co mała dziewczynka robi sama o tej porze na takim pustkowiu" odpowiedziała cichutkim głosem "później, później, teraz nie czas na to, muszę szybko wrócić do domu". Kiedy mężczyzna dotarł pod wskazany adres, zauważył, że tylne siedzenie jest puste. Przerażony zapukał do drzwi domu, pod który przyjechał. Blada kobieta w drzwiach mówi mu, że nie jest pierwszym, który podwoził tutaj ducha jej córeczki, która zginęła w wypadku samochodowym. Krwawa Mary w Twoim lustrze Na Podkarpaciu można usłyszeć również historie z nieco innej kategorii. Ich bohaterowie nie zostali bowiem niewinnie zaatakowani przez demony, a sami doigrali się kary. Jedną z nich jest historia o "krwawej Mary". Podobno jeśli przed lustrem wypowiesz siedem razy słowa "krwawa Mary", za tobą pojawi się przerażająca twarz tej martwej od dawna kobiety. Od tej pory Mary nie będzie dawała Ci spokoju i w dzień, i w nocy. Aż któregoś dnia w końcu cię zabije. Jeśli będziesz mieć szczęście, "tylko" wyrwie ci oczy. Bicie serca mieszkańców naszego regionu przyśpiesza także historia pewnego mężczyzny, który założył się, że pójdzie o północy na cmentarz. Dowodem jego wizyty miało być wbicie noża w umówioną mogiłę. Mężczyzna ubrany w prochowiec, ukląkł przy jednym z grobów. Wył wiatr i słychać było niesamowite odgłosy, mężczyzna był przerażony. Jak najszybciej więc wbił nóż. Usiłował uciec za bramę cmentarzyska, jednak coś trzymało jego płaszcz. Mężczyzna ze strachu umarł na zawał. Później okazało się, że wbijając nóż, przytwierdził nim do grobu również skrawek płaszcza. Słyszałam, że... Mity tego typu towarzyszą ludzkości od dawna. Już nasze babcie opowiadały rozmaite historie. Np. o przystojnym chłopcu na potańcówce, z którym "koleżanka koleżanki koleżanki" przetańczyła cały wieczór, bawiąc się doskonale, dopóki nie zauważyła, że tancerz ma kopyta zamiast stóp. Współczesne plotki-legendy to baśnie naszych czasów - spełniają tę samą funkcję, co niesamowite opowieści naszych pradziadków. Ludzie ich potrzebują, bo pozwalają im w codziennym szarym życiu poczuć dreszczyk emocji. Dlatego też historie z otoczką diabolicznej nadnaturalności co pewien czas ożywają. MAŁGORZATA WÓJCIK