Mimo natychmiastowej pomocy ze strony władz, obie rodziny boją się, że nie stać ich będzie na odbudowę zniszczonych domów. Dwa zniszczone domy, pozbawione dachów, z uszkodzonymi kominami i ścianami widać już z daleka. Ich widok jest porażający. - Całe szczęście, że nikt nie zginął - mówią mieszkańcy. Spadający dach, fruwające w powietrzu fragmenty blach, konary drzew mogły pozabijać mieszkańców. Kiedy wróciliśmy świeciło słońce Niedzielna wichura najbardziej dotknęła dwie rodziny, Wędzichów i ich sąsiadów Kruków. - Nic nie zapowiadało takiej nawałnicy. Kiedy wyjeżdżaliśmy z domu, świeciło słońce, w oddali słychać było pomruki zbliżającej się burzy - opowiada Danuta Wędzicha. - W domu została 18-letnia córka. Zięć ze starszą córką i maleńkim dzieckiem byli wtedy u teściów. Kobieta nie pamięta, ile czasu minęło od wyjazdu z domu, kiedy zadzwoniła przerażona córka Renata. - Mamo, w nasz dom uderzył piorun. Wracajcie, mówiła. Nie bardzo jej wierzyłam. Wypytywałam, czy jest tego pewna. Czasem jest tak, że piorun uderzy blisko, a nam się wydaje, że trafił w nasz dom. Ale Renata była przerażona. Wróciliśmy natychmiast - wspomina ze łzami w oczach. Kiedy Danuta i Bogdan Wędzichowie dotarli do Kuryłówki, znów świeciło słońce. Dopiero zbliżając się do domu zobaczyli, co się stało. Na podwórku była już straż pożarna, policja i sąsiedzi. - Ten widok był nie do opisania. Na naszym domu i na domu sąsiadów nie było dachu. Wszędzie leżały porozrzucane kawałki blachy. Kawałek naszego dachu leżał na ziemi za domem, część powbijała się w dach budynku gospodarczego - wspomina Danuta Wędzicha. - Dach sąsiadów podzielił się na dwie części. Część spadła do nas, część do drugich sąsiadów. Nie zapomnę tego widoku. Wędzichów przeraził nie tylko stan domu, ale także córka. 18-letnia Renata w czasie wichury była sama w domu. Dziewczyna, kiedy usłyszała burzę, chciała wyjść z domu, żeby pozbierać rozwieszone na zewnątrz pranie. Ale wiatr był tak silny, że nie mogła otworzyć drzwi. Zdaniem Wędzichów to ocaliło dziewczynie życie. - Boże, a gdyby ona wyszła z domu w ten wiatr. Nawet nie chcę myśleć, jakby się to mogło skończyć - mówi Danuta Wędzicha. Przerażona 18-latka trafiła na pogotowie. Natychmiast podano jej kroplówkę i leki uspokajające, które bierze do dziś. Rodzice wierzą, że wyjdzie z szoku, że wróci jej radość i chęć do życia. Los oszczędził wnuka W sobotę, dzień przed wichurą mąż skończył remontować pokój dla starszej córki. Już w poniedziałek miała w nim zamieszkać z zięciem i maleńkim dzieckiem - opowiada Danuta Wędzicha. - Na szczęście w chwili tragedii byli u teściów, kilka domów dalej. Teraz wynajęli mieszkanie w Leżajsku. Pokój, w którym mieli zamieszkać był na piętrze. Dziś jest zdemolowany. Kilka tygodni temu Wędzichowie wyprawili ślub dla starszej córki. Ten wydatek znacznie uszczuplił ich rodzinny budżet. Dziś zastanawiają się, skąd wziąć pieniądze na remont domu i nowy dach. - Przez 16 lat mieszkaliśmy w Leżajsku w bloku. 10 lat temu spełniło się nasze marzenie i kupiliśmy dom. Powoli, w miarę możliwości urządzaliśmy go. Cieszyłam się, że wkrótce będziemy wybierać farbę i go tynkować. Teraz musimy zacząć wszystko od początku - smuci się Danuta Wędzicha. U kobiety był już rzeczoznawca oddelegowany przez Urząd Gminy. Pomógł mieszkańcom ocenić straty. Teraz czekają na przedstawiciela zakładu ubezpieczeniowego. Wiadomo już, że trzeba nowego dachu i kominów. Wędzichowie stwierdzają, że na skutek wichury w części domu powstało pęknięcie. Ocenę faktycznego stanu wnętrza domu utrudnia boazeria. - Boję się ją ściągać - przyznaje Bogdan Wędzicha. - Bóg wie, co zastanę pod spodem. Sąsiedzka pomoc Podobna sytuacja jest w rodzinie Kruków. Oni także stracili dach nad głową. Także u nich została naruszona konstrukcja budynku. Na szczęście w czasie wichury nikogo nie było w domu. Mieszkańcy byli w tym czasie u teściów w Brzyskiej Woli. Telefon od sąsiadów ściągnął ich na miejsce. Jak przyznaje Dorota Kruk, w ich domu z dnia na dzień przybywa pęknięć. Ze zgrozą spoglądają na sufit, który po wichurze jest ich jedyną osłoną przed deszczem i kolejnymi podmuchami wiatru. - Dzieci boją się w domu nocować. Córka zapowiedziała, że wyniesie ze swojego pokoju wszystkie rzeczy. Cała konstrukcja domu musiała być naruszona, skoro pojawiają się nowe pęknięcia - stwierdza Dorota Kruk. Ofiary wichury nie czekają na pomoc. Własnymi siłami, już w poniedziałek, dzień po wichurze przystąpili do porządkowania domostw. Jednak w obliczu tragedii nie zostali sami. Pomoc zaofiarowali sąsiedzi, mieszkańcy Kuryłówki i władze gminy. Krukowie i Wędzichowie dostali po 10 tysięcy. Pomoc materialną w postaci 5 tys. złotych na rodzinę zapowiedział także marszałek województwa. Poza tym, obie rodziny dostaną po pięć kubików drewna na odbudowę dachów. AGNIESZKA KOPACZ