Właśnie ten mankament sprawił, że imponujący obiekt wybudowany za 15 milionów złotych, szybko został przez mieszkańców Stalowej Woli złośliwie ochrzczony "wiaduktem donikąd". Ale to akurat nie przeszkadzało organizatorom konkursu, czyli Zarządowi Głównemu Polskiego Związku Inżynierów i Techników Budownictwa, wspieranemu przez Ministerstwo Budownictwa i Główny Urząd Nadzoru Budowlanego. Jakimi więc kryteriami kierowano się przy wyłanianiu zwycięzców konkursu? Zdaniem organizatorów, jego celem "jest wyłonienie obiektów budowlanych, na których osiągnięto wyróżniające się wyniki realizacyjne". Takie stwierdzenie padło przynajmniej na łamach ostatniego numeru "Biuletynu Informacyjnego Podkarpackiej Okręgowej Izby Inżynierów Budownictwa", w którym opisano sukces stalowowolskiego wiaduktu. Przypomnijmy, że jego inwestorem był rzeszowski oddział Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Obiekt oddano do użytku w lutym, ale mimo upływu od tamtej pory już prawie roku, wciąż mało kto z niego korzysta. W zasadzie używają go jedynie mieszkańcy osiedla Karnaty. A wszystko przez to, że od strony pobliskiego Rozwadowa do wiaduktu nie ma jak dojechać. Z miastem miała połączyć go ulica Graniczna. Ale ten niespełna 500-metrowy odcinek drogi pomiędzy wiaduktem, a rondem obok sklepu "Biedronka" w Rozwadowie, wciąż niestety pozostaje tylko w planach. Głównie dlatego, że magistrat ma kłopot z wykupieniem gruntów pod tę drogę. - Nie wszyscy mieszkańcy chcą się zgodzić na odsprzedanie miastu ziemi, na której ma zostać wybudowana ulica Graniczna. I to wstrzymuje tę inwestycję. Ale przepisy są takie, że będą musieli ją sprzedać. Sądzę, że uda się do tego doprowadzić w przyszłym roku i wtedy też ruszy budowa drogi - mówi Franciszek Zaborowski, wiceprezydent Stalowej Woli. (tw)