Rezerwacje trzeba robić nawet dwa lata wcześniej. Ale znaleźli się ludzie, którzy postanowili "pomóc" spóźnialskim parom i jeszcze na tym zarobić. Rezerwują salę weselną, a potem wystawiają termin na internetowej aukcji. Wesele będzie miał ten, kto da najwięcej. Dobre lokale, w których można zorganizować wesele, przeżywają oblężenie. W tych najlepszych na 2009 rok zostały pojedyncze terminy i przyjmowane są zamówienia na 2010 rok. Ale okazuje się, że niektóre terminy rezerwują osoby, które wcale nie planują przyjęcia. Po prostu chcą zarobić. Handel kwitnie na całego W Internecie można znaleźć sporo ofert sprzedaży terminów weselnych. Oczywiście nie wszyscy są nastawieni na zarobek. - Odstąpię salę wraz z orkiestrą w Nowym Dworze w Świlczy. Rezygnuję z przyczyn niezależnych ode mnie, chcę odzyskać wpłacone pieniądze. Cena to równowartość zaliczek - czytamy w jednym z takich ogłoszeń. Ale są i oferty typowo zarobkowe. Jest np. termin na początku maja 2009 roku w domu weselnym w pobliżu Krosna. Cena 1 tys. zł wzwyż. - Termin dostaje ten, kto zaoferuje najwyższą kwotę. Zapraszam do licytacji - zachęca właściciel daty. To nieuczciwe - Kilka miesiący temu mieliśmy osobę, która odkupiła termin na wesele we wrześniu - przyznaje pracownica jednego z najmodniejszych lokali w okolicy Rzeszowa. - Ale odmówiliśmy organizacji, bo takie postępowanie jest niewłaściwe. Pieniądze zostały zwrócone, a termin jest wolny. Rozumiem, że ktoś nie chce stracić, jeśli zaczął już planować wesele, ale handlowanie terminami jest nieuczciwe. Jednak nastawienie właścicieli lokali do takiego biznesu nie zmniejsza zainteresowania internetowymi aukcjami. ANNA OLECH