I okazuje się, że hazard bardzo przypadł nam do gustu. Do tego stopnia oczarowała nas jego magia, że z roku na rok na najróżniejsze gry wydajemy coraz więcej. Nawet na wódkę i piwo przeznaczamy znacznie mniejsze kwoty. Automaty do gier stoją prawie w każdym pubie, pizzerii, a coraz częściej nawet w dużych sklepach spożywczych. I kuszą. To taki trochę zastępczy hazard dla tych, którzy nie mogą sobie pozwolić albo nie mają okazji odwiedzić kasyna. Marzymy, że tak, jak Pawlak w filmie "Kochaj albo rzuć" wrzucimy jedną monetę i rozbijemy bank. Hazard opiera się na złudzeniach i marzeniach o polepszeniu naszej sytuacji materialnej. Oczywiście, bez żadnego wysiłku. I okazuje się, że coraz częściej dajemy się omamić tym złudzeniom. Pobijemy Las Vegas Z danych przygotowanych przez Ministerstwo Finansów wynika, że do końca tego roku wrzucimy do automatów, zostawimy w kasynach i kolekturach Totalizatora Sportowego ok. 17 mld zł. Kwota wręcz niewyobrażalna.... Eksperci wyliczyli też, że jest ona większa od rocznego dochodu wszystkich kasyn w Las Vegas, które od wielu lat jest uznawane za światową stolicę hazardu. Co prawda niedawno Las Vegas zostało zdetronizowane przez Makau, dawną kolonię portugalską, a obecnie jedyne miejsce w Chinach, w którym można legalnie uprawiać hazard, ale i tak nasz wynik jest niewiarygodny. Porównano go też z naszymi wydatkami na alkohole wysokoprocentowe i okazało się, że... wolimy hazard. Nasze zamiłowanie do hazardu przebija jedynie upodobanie do rozmów przez telefony komórkowe. Nie tylko totolotek W czasach PRL-u Polacy mogli skreślać tylko liczby w totolotku, obstawiać zakłady sportowe, nieliczni gustowali w wyścigach konnych, czasem zdarzały się jakieś loterie. Kasyna dla szarego obywatela były czymś niedostępnym. I nagle w roku 1989 rozpoczęła się zupełnie inna epoka. Polacy zachłysnęli się magią kasyn, w klubach i dyskotekach pojawiły się automaty do gry. Zupełnie inny świat. I choć moda na kasyna przeminęła, to automaty nazywane jednorękimi bandytami wciąż cieszą się ogromną popularnością. W Polsce jest ich ponad 35 tysięcy, a liczba ta ciągle rośnie. Automatycznie rośnie też kwota, jaką wrzucamy do "jednorękich". W 2006 roku było to 2,42 mld zł, w 2007 - 4,92 mld zł, natomiast dochody z bieżącego roku szacowane są na 8,5 mld zł. Najwięcej miłośników gier na automatach mieszka w Warszawie. I nie zmienia naszego podejścia do automatów nawet fakt, że ciągnie się za nimi zła sława powiązań z mafią i prania brudnych pieniędzy. Lubimy też gry liczbowe i loterie Totalizatora Sportowego, państwowego giganta. I choć jego przychody są dużo mniejsze niż pozostałych udziałowców na rynku hazardu, jeszcze dwa lata temu daliśmy zarobić totolotkowi 2,31 mld zł, natomiast w 2007 roku było to 2,77 mld zł. Osaczeni przez hazard Psychologowie ostrzegają, że zamiłowanie do różnego rodzaju gier, loterii i konkursów może uzależniać. Oczywiście firmy, które prowadzą taką działalność, zaprzeczają temu, twierdząc, że zdarza się to rzadko. A my nie zdajemy sobie nawet sprawy z tego, jak bardzo jesteśmy osaczeni przez hazard. Telewizja, radio, sieci komórkowe, serwują nam coraz to nowe rozrywki, które w rzeczywistości mają nas wciągnąć w grę, w której bardzo łatwo można stracić kontrolę. A firmy liczą każdą "złotówkę", aż w końcu mają ich całe miliardy. Nasze miliardy. ANNA OLECH Dr Henryk Pietrzak, psycholog społeczny: Kiedy tracimy kontrolę nad wydatkowaniem pieniędzy, mamy do czynienia z uzależnieniem. A okazji jest coraz więcej. Wchodzą przecież nowe formy, które mają charakter interaktywny, np. gry telefoniczne. Wysyła się jednego sms-a, dostaje się zwrotnego i tak w kółko. Albo zachęta: "Wyślij pustego sms-a". Owocuje on innym sms-em, w którym oferowane jest np. 10 tys. zł. Daje to złudzenie, że po drugiej stronie jest ktoś, kto jest zainteresowany tym, żeby nam coś dać. Jeśli ktoś wejdzie w taką relację, może szybko stracić kontrolę nad wydatkowaniem pieniędzy i popaść w uzależnienie. Tę sytuację potęguje nadzieja na diametralną zmianę naszej sytuacji życiowej. I to w dodatku bez większego wysiłku. Myślimy tak: pieniądze, które wydajemy, są niewielkie, a zarobek może okazać się spory. A powinniśmy pamiętać, że miliony grających składają się na jednego wygranego. Są też konkursy medialne w radiu, w telewizji, które nie wymagają tak dużej wiedzy, jak np. kiedyś "Wielka Gra". Wystarczy zdecydować, czy ktoś mówi prawdę, czy nie albo pokręcić kołem. To wszystko jest dobrą podstawą, żeby dać się zwieść marzeniom. Przecież najczęściej grają ludzie biedni albo ze średniego pułapu, którzy marzą o lepszym życiu.