- Najpierw długo czekaliśmy na dworcu w Smoleńsku, a potem kilkadziesiąt minut trwała kontrola bezpieczeństwa przy wejściu na teren muzeum w Katyniu - wspomina Krzysztof Kaszuba, rektor Wyższej Szkoły Zarządzania w Rzeszowie. - Chodziliśmy po katyńskim lesie, zapalaliśmy świeczki na grobach pomordowanych i nic nie wiedzieliśmy o katastrofie prezydenckiego samolotu. Dopiero około wpół do jedenastej polskiego czasu poznany wcześniej Białorusin powiedział mi o śmierci polskiego prezydenta. Nie mogłem uwierzyć. Zwróciłem uwagę, że w polskiej ekipie telewizyjnej zapanowało nagłe poruszenie i część techników pospiesznie zwija sprzęt. Katastrofa w Smoleńsku - wspomnienia, zdjęcia, komentarze Pierwsza oficjalna informacja o katastrofie została na terenie miejsca kaźni ogłoszona przed godziną 12. Chwilę potem zaczęła się msza. Msza żałobna ku czci ludzi pomordowanych 70 lat temu i w intencji ofiar katastrofy, która wydarzyła się trzy godziny wcześniej. - To była cicha, przejmująca uroczystość - opowiada dalej Krzysztof Kaszuba. - Tylko po niektórych twarzach spływały łzy. Płakali ludzie, których bliscy czy znajomi zginęli w katastrofie samolotu. Większość uczestników uroczystości, to byli krewni pomordowanych w Katyniu Polaków. Oni już swoje wypłakali przez te wszystkie lata. Na opłakiwanie nowych ofiar przeklętego dla Polaków Katynia w ich oczach zabrakło już łez. kr Wpisz się do księgi kondolencyjnej