Znieczulenia, które były sztandarowym postulatem Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego, zeszły na plan drugi. Teraz ginekolodzy będą promować niefarmakologiczne sposoby walki z bólem, czyli... nici ze znieczulenia. Gdy zespół rozpoczynał prace, PTG chciało, by znieczulenie było jednym z filarów nowoczesnych standardów porodowych. A jedynym medycznym wskazaniem do niego powinna być niska tolerancja bólu pacjentki (około 20 procent rodzących wymaga tego zabiegu). Niestety, wycofało się z tych zapowiedzi. - Nasz standard ma dotyczyć głównie postępowania podczas porodu fizjologicznego. A w momencie, gdy na salę wchodzi anestezjolog, który podaje znieczulenie, oraz drugi położnik, poród już nie jest naturalny - tłumaczy prof. Krzysztof Niemiec, wiceprezes PTG. I przyznaje, że członkowie zespołu umówili się, że będą promować niefarmakologiczne sposoby walki z bólem, czyli inne niż znieczulenia. U nas można, tylko po co? Tzw. znieczulenie okołoporodowe, czyli podanie środków przeciwbólowych bezpośrednio do kręgosłupa, jest możliwe we wszystkich podkarpackich szpitalach. W praktyce jednak stosuje się go sporadycznie, bo... brakuje sprzętu i personelu. Przede wszystkim anestezjologów. Ale nie tylko. Większość położnych uważa, że środki znieczulające wydłużają poród i niepotrzebnie go komplikują, bo kobieta nie czująca bólu "nie współpracuje". Znieczulenie to także ryzyko Według specjalistów, znieczulenie oznacza ryzyko zarówno dla dziecka jak i dla matki. Małgorzata Korzenny po porodzie w szpitalu w Kolbuszowej od kilku lat przebywa w śpiączce. Tylko dlatego, że była znieczulana bez udziału anestezjologa. Sąd nakazał szpitalowi zapłacić rodzinie pacjentki ponad 600 tysięcy złotych odszkodowania. Anna Moraniec