W niedzielę dwie dziewczynki pojechały na pogotowie z pokiereszowanymi stopami - skarżą się mieszkańcy Rzeszowa, którzy korzystają z płatnego, strzeżonego miejskiego kąpieliska "Żwirownia". - Tu się zrobiło niebezpiecznie. Córka stanęła na szkło w brodziku dla dzieci i tak sobie rozharatała stopę, że na pogotowiu założyli jej osiem szwów. Od tego czasu pozwalam jej wchodzić do wody tylko w plastikowych butach. A co z innymi dziećmi, które kąpią się na "Żwirowni"?! Rodzice myślą, że skoro są ratownicy i jest wydzielony bojami obszar do pływania, to ich dzieciom nic nie grozi. A to, jak widać, nieprawda - irytuje się pani Agnieszka z Rzeszowa. Janusz Makar, dyrektor Rzeszowskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji, który zarządza kąpieliskiem przyznaje, że w tym sezonie było już kilka wypadków skaleczeń. Znaleźli "tulipana" z butelki - Rano ratownicy przeszukali dno i znaleźli potłuczoną butelkę. W poprzednich latach tego nie było. Wystarczyło, że przed otwarciem sezonu nurkowie dokładnie wyczyścili dno kąpieliska i był spokój - nie ukrywa Janusz Makar. Dyrektor tłumaczy, że potłuczone butelki wrzucają do wody osoby, które spożywają alkohol na terenie "Żwirowni", w godzinach wieczornych, gdy kąpielisko jest już nieczynne. Jak twierdzi, powiadomił o tej sprawie Komendę Miejską Policji w Rzeszowie. - To jest płatne, strzeżone kąpielisko. Nasze dzieci powinny się tam kąpać bezpiecznie! Może ktoś powinien nadzorować ten teren w nocy - denerwują się rodzice. Urszula Pasieczna