Co robili pracownicy ZUS-u w godzinach pracy 11 września? - Wychodzili i wracali z paczkami, w których były szklanki, flakony, kieliszki, na alkohol i inne rzeczy. Okazało się że była to sprzedaż obwoźna ważniejsza od pracy i czekających ludzi - napisał w e-mailu czytelnik gazety. Jak dowiedzieliśmy się, przełożeni mieli przeprowadzić rozmowy "wychowawcze" z niesfornymi pracownikami. Czytelnik przywiózł swoją współpracownicę do ZUS-u, aby złożyć potrzebne dokumenty. Był kwadrans po godzinie 10. Jak przyznaje, czekali w kolejce ponad 20 minut. - Po wielu minutach oczekiwania wyszedłem na parking zobaczyć, co tam się dzieje - relacjonuje. Na parkingu zobaczył samochód, którego kierowca otworzył przestrzeń ładunkową. - Wyciągnął kilka opakowań z kieliszkami, szklankami, konewkami na wódkę lub koniak, a pracownicy ZUS-u zlecieli się do niego jak pszczoły po miód - dodaje. Co na to ZUS? Małgorzata Bukała, rzecznik prasowy oddziału ZUS-u w Rzeszowie, twierdzi, że wydarzenie jest znane kierownictwu zakładu, ponieważ przedstawiciele handlu obwoźnego często w ten sposób starają się pozyskać klientów. - Po otrzymaniu sygnału, że odbywa się sprzedaż, niezwłocznie zareagowano i nakazano handlowcom opuścić teren parkingu ZUS-u - mówi. Przyznaje jednak, że na zakupy wyszło z budynku kilkanaście osób, a nie wszyscy pracownicy, jak podaje czytelnik gazety. Rozmowa wychowawcza - Na stanowiskach pracy przy obsłudze interesantów byli obecni wszyscy pracownicy i podany przez informatora czas oczekiwania na załatwienie sprawy nie miał nic wspólnego z zaistniałą sytuacją - wyjaśnia rzeczniczka. Jak podkreśla, bezpośredni przełożeni pracowników, którzy opuścili stanowiska pracy bez ich zgody, zostali zobowiązani do przeprowadzenia rozmów z nimi i poinformowania ich o służbowych konsekwencjach wynikających z opuszczenia stanowiska pracy bez ich zgody. - Ponadto zobowiązano pracowników ochrony budynku do szczególnego monitorowania osób korzystających z wewnętrznego parkingu - kończy Bukała. Grzegorz Anton