Stara kotłownia funkcjonowała tu od lat osiemdziesiątych. - Przeprowadzaliśmy kontrole instalacji co dwa lata. Do tej pory wszystko działało bez usterek, więc nie było potrzeby żadnych napraw. Dopiero w lipcu tego roku rozpoczęliśmy wymianę kotłów - mówi Bolesław Kazalski, prezes Zarządu Spółki Akcyjnej Uzdrowisko Iwonicz. Ludzkie stopy w skarpetach W poniedziałek 8 października ekipa remontowa przeprowadzała już ostatnie prace przy modernizacji kotłowni. Około godziny 10 robotnicy zabrali się do przecięcia czopucha, czyli przewodu odprowadzającego spaliny do komina. - Poczuliśmy nagle nieprzyjemny zapach, jakby palono koc, czy jakąś kufajkę. Już wtedy wiedzieliśmy, że coś tam jest - opowiada Adam Brzana, jeden z robotników. - Myśleliśmy, że to kot lub pies. Kiedy zdjęliśmy część odciętego przewodu wypadły z niego dwie skarpety, w których były ludzkie stopy. Serca zamarły im w piersiach. Gdy spojrzeli w głąb przewodu kominowego, nie mogli uwierzyć własnym oczom. Z odciętego elementu wysypały się ludzkie kości. Potem akcja potoczyła się błyskawicznie. Robotnicy zawiadomili szefostwo firmy i odpowiednie służby. Na miejsce przybyła natychmiast Policja, która zebrała materiał do analizy. Wszystko, to domysły Sprawa jest tajemnicza. Wszystko opiera się na razie na dywagacjach i domysłach. Jak długo zwłoki mogły leżeć w przewodzie kominowym, co było przyczyną śmierci tej osoby? - Przy zwłokach znaleziono paczkę papierosów marki Monte Carlo i siedem żyletek. Nie wiadomo, z którego roku - opowiada Stanisław Krukar, jeden z robotników, którzy znaleźli denata.- Jak zginął? W czopuchu mogło być nawet 200 stopni Celsjusza. On się po prostu wysuszył. Nie spalił się, bo tam nie było ognia, po prostu upiekł się żywcem. Możliwe, że do środka dostał się wąskimi, na metr szerokości drzwiami, którymi można było tam wejść z pola. Sprawę bada Policja - Przewód jest naprawdę wąski. Był bez butów. Może to jakiś bezdomny schronił się przed zimnem. Wszedł aż na głębokość 4 metrów - informuje dalej Krukar. - Prowadzimy czynności zmierzające do ustalenia czasu i przyczyny śmierci, płci denata. Na razie nie wiemy nic pewnego, gdyż dysponujemy tylko zwęglonymi fragmentami kości. Niewykluczone, że potrzebne będą badania DNA - mówi Marek Cecuła, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Krośnie. AGNIESZKA FRĄCZEK