- Widziałem dwa rozbite auta, a w nich ciężko rannych ludzi, którzy jeszcze oddychali. W BMW znany mi Andrzej D. z tylnej kanapy ruszał ręką, więc wyciągnąłem go na zewnątrz przez otwór po tylnej szybie. Jerzy Cz. był jednym z pierwszych na miejscu zderzenia dwóch aut. Zeznał, że wpierw podszedł do staranowanego przez BMW volkswagena i widział dwoje nieprzytomnych ludzi. Zobaczył dym, więc odgiął klapę silnika i użył swej gaśnicy. Potem podbiegł do BMW, skąd wyciągał Andrzeja D., który był szczupły, i udało się. Nikt inny nie przeżył. Przypomnijmy, że do katastrofy doszło 15 września 2001 r. Jadące z dużą prędkością BMW staranowało volkswagena polo. Śmierć poniosło 7 osób (małżeństwo z VW i 5 osób z BMW). Przeżył tylko oskarżony po kilku latach o spowodowanie tej tragedii 28-letni Andrzej D. Zarzuty postawiono mu dopiero po ekshumacji zwłok z BMW, po której eksperci potwierdzili, że najbardziej prawdopodobnym kierowcą auta był Andrzej D. Po pierwszym procesie Sąd Okręgowy w Rzeszowie uznał go za winnego i skazał na 6 lat więzienia. Ale Sąd Apelacyjny uchylił ten wyrok i nakazał ponowne rozpoznanie sprawy, gdyż uznał, iż było zbyt mało dowodów na to, że za kierownicą siedział właśnie Andrzej D., którego odzież zginęła ze szpitala. Zdecydują ślady włókien Sąd Apelacyjny nakazał ponowne przesłuchanie kluczowych świadków, ale o winie oskarżonego zdecyduje zapewne dopiero ekspertyza biegłych, którzy mają zbadać dwa ślady materiału (pochodzące zapewne ze spodni) zabezpieczone w rozbitym BMW w miejscu, gdzie z pewnością siedział kierowca. Przewodniczący ponownej rozprawie sędzia Marcin Świerk poinformował wczoraj strony, że Instytut Ekspertyz Sądowych w Krakowie może przyjąć zlecenie porównawczego zbadania włókien dopiero za rok. Sąd będzie więc szukał innych ekspertów, a na 16 kwietnia br. zarządził oględziny miejsc związanych z katastrofą i zeznaniami świadków. JANUSZ KLICH