Do tragedii doszło 2 listopada tuż przy placu Bartosza Głowackiego w Tarnobrzegu (woj. podkarpackie). Pan Wiesław był rencistą, ale nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się zasłabnąć na ulicy. To był pierwszy raz. - Mąż leżał na chodniku. Ludzie widzieli, że umierał. Wezwali karetkę, ale na pierwsze wezwanie pogotowie nie zareagowało - mówi, nie kryjąc ogromnego żalu, żona pana Wiesława. - Wzięto mojego męża za pijaka, któremu nie należy się pomoc. Rodzina pana Wiesława oskarża o doprowadzenie do tragedii dyspozytorkę Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. Dyrektor SOR Bogdan Krzewski odpiera jednak zarzuty. Jego zdaniem odbierająca zgłoszenie kobieta nie zawiniła. Miała wątpliwości, czy do tej osoby jest potrzebny akurat tak szybki dojazd. Poprosiła o pomoc policjantów, by sprawdzili, czy mężczyzna jest trzeźwy i czy rzeczywiście potrzebuje natychmiastowej pomocy. Gdy mundurowi potwierdzili, że na chodniku leży trzeźwy i nieprzytomny mężczyzna, karetka dojechała na miejsce w półtorej minuty. Niestety, lekarz mógł już tylko stwierdzić zgon. Dorota Zych, żona zmarłego 48-latka, oskarża dyspozytorkę o znieczulicę i odebranie jej męża, a córce ojca. Rodzina zmarłego skierowała sprawę do prokuratury. Ta zatrzymała już taśmy z dyspozytorni i wszczęła śledztwo w tej sprawie. Małgorzata Rokoszewska A może prywatne pogotowie ratunkowe? Włącz się do dyskusji!