Zjawisko ma już charakter zatrważającej wręcz regularności. Niebezpieczne zakręty spędzają sen z powiek również okolicznym mieszkańcom. Dlatego potrzebne są radykalne rozwiązania, które zapewnią bezpieczeństwo zarówno kierowcom, jak i pieszym. Pilnie! Bo znów ktoś zginie na ''zakrętach śmierci''. Początkiem listopada ubiegłego roku Super Nowości opisały tragiczną sytuację, która ma miejsce na odcinku drogi krajowej nr 9 biegnącej przez miejscowość Wyżne. Zdecydowana większość wypadków zdarza się w początkowej fazie opadów na czterech feralnych zakrętach. Okoliczni mieszkańcy obserwujący te wydarzenia są przekonani: coś jest nie tak z jezdnią. Nie można całej winy zrzucać wyłącznie na kierowców... Kiedy ''czarny punkt''? Zgodnie z wytycznymi, które można znaleźć na stronie internetowej Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad: ''za odcinek szczególnie niebezpieczny przyjmuje się odcinek drogi, na którym wydarzyło się 5 lub więcej wypadków na 1 km drogi w każdym z ostatnich trzech lat''. Tymczasem tylko w ubiegłym roku na 1400 metrach drogi krajowej w obrębie Wyżnego zginęło 5 osób, a kilkanaście zostało rannych. Od początku tego były już 4 ofiary śmiertelne. Ostatnia - w miniony weekend. Gdy połączyć to z tragicznym wypadkiem sprzed lat, w którym zginęło 7 osób oraz przynajmniej kilkoma potrąconymi pieszymi, statystyka przybiera już dramatyczną postać, mimo że jest rozciągnięta w czasie. Czyżby przepisy mówiły o tym, że aby ustrzec się przed wypadkami, trzeba czekać na kolejne ofiary? Być może czarne tablice z liczbami ofiar spowodują, że kierowcy będą bardziej rozsądni. Kilka lat temu podobne oznakowanie na tej samej drodze pojawiło się w Babicy, gdzie też dochodziło do wypadków. Jednak od czasu postawienia znaków, ich liczba uległa znacznemu zredukowaniu. Mikołaj zawiódł Ponieważ od lat mieszkańcy Wyżnego boją się o własne życie i zdrowie, unikają chodzenia poboczem. Dzieci dowożone są do szkoły i przedszkola samochodami. Dlatego na prośbę mieszkańców 6 grudnia ub.r. w Wyżnem odbyło się zebranie mieszkańców wespół z przedstawicielami z rzeszowskiego oddziału GDDKiA. - Wówczas zapewniono nas, że do stycznia zostanie przedstawiona koncepcja przebudowy tego odcinka - zaznacza Kazimierz Jacek, sołtys Wyżnego, mieszkający przy jednym z feralnych zakrętów. - Miała być przebudowana jezdnia oraz zapewnienie pieszym bezpiecznego przejścia wzdłuż drogi. Od tamtej pory nikt jednak ze strony tej instytucji z nami się nie skontaktował - rozkłada ręce Jacek. Gmina planowała nawet zabezpieczyć środki w tegorocznym budżecie, by partycypować w kosztach modernizacji odcinka. Nikt z GDDKiA tego jednak nie docenił. Natomiast jedyne, co zrobili drogowcy, to po wielu interwencjach mieszkańców Wyżnego oraz Super Nowości wycięto drzewa na poboczach i zamontowano dynamiczne znaki ograniczające prędkość. Po prostu wyrzuca z drogi Wystarczy kilkanaście minut obserwacji na drodze, aby przekonać się, że jezdnia jest źle wyprofilowana albo ma nieodpowiednią nawierzchnię. Potwierdzają to też liczne sygnały od naszych Czytelników. - Pewnego razu podczas deszczu jechałam w kierunku Rzeszowa - mówi Iwona Babiarz. - Z przyczyn dla mnie niezrozumiałych samochód wyrzuciło do rowu. Dokładnie w tym samym miejscu, gdzie kilka tygodni wcześniej zginęło troje młodych ludzi. Na całe szczęście, nikt nie jechał z naprzeciwka. Skończyło się jedynie na wygiętych blachach. Na pewno jechałam przepisowo. Od tego czasu mam uraz do tego miejsca, ale przecież jeździć muszę - dodaje kobieta. Pani Iwona napisała pismo do GDDKiA opisując tę sytuację i pytając, kto i kiedy zapewni kierowcom bezpieczeństwo. Podobnie jak w przypadku mieszkańców Wyżnego, pozostało ono bez odpowiedzi. Czekamy na przebudowę Nauczycielka Maria Dublińska, mieszkanka Wyżnego, zawsze kilka kilometrów do szkoły dojeżdżała rowerem. - Od kilku lat boję się poruszać wzdłuż tej drogi - podkreśla. - Nie wypuszczamy również dzieci. Dowozimy je samochodem do szkoły i z powrotem. Wyjściem z tej sytuacji jest chyba tylko modernizacja feralnego odcinka. Nowa jezdnia powinna zapewnić bezpieczeństwo kierowcom, a chodnik - pieszym. Jednak - jak widać - drogowcy nie kwapią się do roboty. - W tej sytuacji o bezpieczeństwo ludzi będę walczył do skutku - podkreśla Kazimierz Jacek. ANDRZEJ ŁAPKOWSKI