- To potrójna tęsknota, ale i potrójna duma - mówi pani Elżbieta Czerepak z Gorzyc. Przed dwoma tygodniami jej synowie rozpoczęli służbę wojskową w Kazuniu Nowym pod Warszawą. W ciągu kilku dni stali się najsłynniejszymi żołnierzami w kraju. Jednakowe mundury, takie same zielone berety, identyczne uśmiechy. Szeregowy Karol Czerepak, szeregowy Wojtek Czerepak, szeregowy Marek Czerepak. Podobni jak krople wody. Trojaczki z Gorzyc od dwóch tygodni służą w szeregach 2. Mazowieckiej Brygady Saperów w Kazuniu Nowym pod Warszawą. - To było olbrzymie zaskoczenie dla dowództwa. Bliźniacy owszem, ale trojaczki chyba jeszcze w żadnej jednostce nie służyły - przyznaje kapitan Paweł Kulawiak, oficer prasowy 2. Mazowieckiej Brygady Saperów w Kazuniu Nowym. Wieść o gorzyckich trojaczkach lotem błyskawicy obiegła media. O kazuńskiej jednostce, a raczej o braciach w niej służących zaczyna być coraz głośniej... Opustoszały dom - Zawsze swym synom wpajałam, że nie mogą być egoistami, że nie żyją tylko dla siebie - mówi pani Elżbieta Czerepak, mama żołnierzy. I chociaż tęskni bardzo, wie, że tak być powinno. Tylko tak pusto się zrobiło w domu, tak cicho... - Przecież nagle połowa domowników ubyła - mówi pani Elżbieta. - Niby mniej pracy teraz, bo i gotowania mniej, i sprzątania, prasowania, ale tak nieswojo. Brakuje tego rozgardiaszu, jaki przy tylu dorosłych osobach mieszkających w jednym mieszkaniu jest nieunikniony. Liczyła się jednak z tym, że kiedyś dzieci odejdą od rodziców, będą mieć swoje życie. Przygotowała ją do tego służba wojskowa starszego syna. 22-letni Sebastian jeszcze do końca października służy w jednostce w Nisku. - Nie od początku był tak blisko domu, więc nie mieliśmy możliwości częstego kontaktu - wspomina pani Elżbieta jak tęskniła. Teraz, gdy niebawem mogła mieć wszystkie dzieci w komplecie, do wojska poszły trojaczki. - Nie lamentowałam jednak, nie broniłam. Wiem, że dzieci wychowuje się nie dla siebie. Syna dla innej kobiety, ale i dla narodu, dla ojczyzny - tak dojrzale jak pani Elżbieta niewiele osób postrzega rodzicielstwo. Tata chłopców przytakuje: - Wojsko jest potrzebne każdemu chłopakowi - mówi pan Zbigniew Czerepak. Wychowywani w takim przeświadczeniu Karol, Wojtek i Marek nie mieli oporu przed odbyciem zasadniczej służby wojskowej. Nawet nie myśleli, by unikać tego obowiązku. Mało tego, jeden z nich poszedł niemal na ochotnika. Wezwanie dostał pierwszy z trojaczków, kilka dni później listonosz dostarczył wezwanie dla drugiego z braci. Nie czekali na trzeci polecony. Do Wojskowej Komendy Uzupełnień w Nisku pojechali we trzech. Wrócili z biletami. Potrójne szczęście Trojaczki zawsze wzbudzają żywe zainteresowanie. Do wózka z bliźniakami zagląda niemal każdy, a co dopiero, gdy kwili w nim trójka identycznych maleństw... Gdy przed dwudziestu laty na świat przyszedł Karol, chwilę po nim Wojtek, tuż po nim Marek Czerepak, gmina Gorzyce, z której pochodzą, nie posiadała się z dumy. Do szczęśliwych w trójnasób rodziców z gratulacjami śpieszyli bliscy, sąsiedzi, a nawet obcy ludzie. Pofatygował się nawet przedstawiciel ówczesnej władzy państwowej, sam sekretarz gminy. - Wtedy o naszych chłopcach było głośno, potem już tyle emocji nie wzbudzali - mówi pan Zbigniew. Chłopcy rośli, a gorzyczanie zdawali się już nie zwracać uwagi na trzech podobnych do siebie braci. Chociaż czasem niejednemu przez myśl przeszło "zaraz, zaraz, ten, który się ukłonił, to Marek czy Karol? Nie, chyba jednak Wojtek..." Identyczne postury, te same zawadiackie uśmiechy - niemałym problemem było odróżnienie braci Czerepak. Jednak nie dla najbliższych. - Żadna matka chyba nigdy nie ma z tym problemów. Zresztą cała rodzina doskonale rozróżnia, który jest który - przyznaje pani Elżbieta. - Mimo że podobni fizycznie, różną się charakterami - dodaje Dominika, o trzy lata starsza siostra trojaczków. Potrójna tęsknota Chłopcom, chociaż niemal identyczni, nie w głowie było podmieniać się, czy to w szkole - chociaż wywołany do tablicy mógł iść akurat ten przygotowany - czy podczas koleżeńskich spotkań. Problemów nie sprawiali. ? Może gdy byli mali, płatali różne psikusy. Potem już nie wykorzystywali swojego podobieństwa. Być może bali się konsekwencji? Głupio to zabrzmi, ponieważ jestem ich matką, ale to są bardzo dobre i grzeczne dzieci - zapewnia pani Elżbieta. Zdaniem taty, obowiązkowość i zdyscyplinowanie chłopaków to zasługa sportu. Od lat bracia zakochani są, wszyscy trzej oczywiście, w piłce nożnej. Grali w parafialnym klubie sportowym "Emaus", występowali w barwach Ludowego Zespołu Sportowego "Nowiny".