Kiedy Jan i Zofia Smołowie z Pilzna postanowili otworzyć lodziarnię, mogli mieć tylko nadzieję, że ich produkty zyskają uznanie konsumentów. Dokładnie przed trzydziestu laty w sierpniu 1978 roku do ich zakładu przy ul. Węgierskiej wszedł pierwszy klient. Smaki dzieciństwa Na rynku w Pilźnie funkcjonowała już wtedy cukiernia Desoniów, która zajęła miejsce po prowadzącym tu wcześniej interes Lechu. To nie przeszkodziło jednak w zdobyciu uznania pilźnieńskiej, ale także zewnętrznej klienteli. - Nasze lody smakowały ludziom, więc przychodziło ich coraz więcej - mówi Zofia Smoła. Interes rozkręcał się z roku na rok. Porą letnią, bo tylko wtedy u Smołów produkowane są zimne przysmaki. Najczęściej w czterech smakach: śmietankowym, truskawkowym, czekoladowym i borówkowym. Właścicielka lodziarni mówi, że na zwykłe dni tygodnia, to wystarcza. Na niedziele i święta przygotowywane są inne smaki. - Można robić więcej, ale po co, jeśli miałyby się tylko różnić kolorem. Lepiej robić kilka, a dobrze - przekonuje pilźnieńska cukierniczka. Ci, którzy rozsmakowali się w ich lodach, wracają do nich, jakby przyciągani magnesem. Zofia Smoła opowiada, że ludzie wyjeżdżają za granicę, a kiedy wracają, przychodzą ponownie na lody jej wyrobu. - Mówią wtedy, że wracają do smaków z dzieciństwa - uśmiecha się, przypominając sobie takie chwile. Po lody w ogonku Bardzo często sama przywdziewa fartuszek, staje za ladą, w której znajduje się kilka pojemników z lodami i obsługuje klientów. Najwięcej jest ich w niedzielne i świąteczne popołudnia. Do lodziarni Smołów ustawiają się wtedy kilkunastometrowe kolejki. Nieraz przyjeżdżają tu także wycieczki. Ludzie często polecają sobie to, co najlepsze. W ten sposób rosła sława lodowych gałek z ul. Węgierskiej w Pilźnie. Wszyscy ciągną zachęceni powtarzanymi z ust do ust słowami, że najlepsze lody w okolicy można zjeść w Pilźnie u Smoły. Dlaczego? - Bo są to lody tradycyjne, bez polepszaczy, a nie z jakiegoś proszku - tłumaczy cukierniczka. Teraz, jej zdaniem, nikt już takich nie robi, bo wszyscy produkują je hurtowo. U Smołów hurtowo biorą tylko ci, którzy w upalne dni zjawiają się na ul. Węgierskiej z termosami. Muszą odstać swoje, ale wiedzą, że warto. Pomimo 30-letniego stażu praca wytwórcy lodów nadal sprawia Zofii Smole bardzo dużą satysfakcję. Podkreśla, że ani razu nie zamierzała zrezygnować z niej. Pomimo coraz większej konkurencji, lodziarnia u Smołów cieszy się wciąż dużą popularnością. Michalik i Golcowie Ze wskazaniem miejsc, gdzie dobre lody można zjeść w Dębicy problemy miał wiceburmistrz Mariusz Trojan. - Ostatnio jadłem w Halagardzie i mi smakowały. Ale gdzie jeszcze? - zastanawia się. Po chwili przypomniał sobie także o budkach przy stacji PKP oraz barze lodowym Frasses. - Brakuje mi natomiast tych specjałów od Kiciowej i Kurgana - mówi Trojan. Swojego producenta mają gminy Dębica i Brzostek. W Nagawczynie bardzo dobre lody, jak mówi Krzysztof Lipczyński z Urzędu Gminy, robi Jan Michalik. Jego pracę mogą ocenić także mieszkańcy Dębicy, którzy kupują włoskie specjały przy ul. Kolejowej. - Jak tylko mamy jakąś imprezę gminną, zapraszamy pana Michalika, przyjeżdża ze swoją budką i ma bardzo wielu chętnych. Dbamy o jego promocję - podkreśla Lipczyński. Lokalnego lodziarza mają także mieszkańcy Brzostku i okolic. Przy rynku od kilkudziesięciu lat cukierniczą działalność prowadzą Golcowie. Można tu kupić zarówno lody tradycyjne, jak i włoskie. - Większość ludzi wraca teraz do tradycyjnych lodów, bo mają już dość tych z papierków - mówi Marta Czech, podinspektor ds. promocji w Urzędzie Gminy w Brzostku. Zapytana, czy samorząd promuje w jakiś sposób działalność cukierni, odpowiada, że raczej nie. Jej zdaniem jest ona w stanie wypromować się sama. Także dlatego, że piecze bardzo dobre ciasta. Jeżdżą do Pilzna i Dębicy - Nie mamy swoich cukierni - przyznaje Piotr Warżała, dyrektor Gminnego Centrum Kultury i Promocji w Czarnej. Amatorzy lodów najczęściej zaopatrują się na stacji kolejowej, gdzie są dowożone i te w gałkach i włoskie. Od dawna, jak mówi Warżała, mieszkańcom Czarnej znane były natomiast te z Pilzna z ul. Węgierskiej. Tam też najczęściej wybierają się na zimne przysmaki czarnianie. - W Jodłowej, jeśli ktoś robi lody, to chyba tylko metodą domową, na własne potrzeby - śmieje się Waldemar Sztogrin, dyrektor Gminnego Centrum Kultury i Czytelnictwa. Ludzie jeżdżą na nie albo do Tuchowa albo do Pilzna. Te ostatnie, zdaniem Sztogrina, zawsze były słynne, i smakowały także jemu, kiedy był dzieckiem. Maria Czernik, dyrektor TOBiK-u w Woli Żyrakowskiej także przyznaje, że mieszkańcy jej gminy wybierają się na lody najczęściej do Dębicy. - Z tego co słyszę to wybierają lodziarnię w starej mleczarni - mówi. Janusz Grajcar