- Nie pochodzę z Podkarpacia, ale z fascynacją przyglądam się tutejszemu życiu, bo właśnie w tym regionie zachowało się najwięcej ludowych zwyczajów - przekonuje pani Czesława. - Tych związanych z wigilią i Bożym Narodzeniem również. Zarówno kiedyś, jak i dziś na wigilijnym stole koniecznie muszą znaleźć się: barszcz czerwony z fasolą, pierogi z kaszą gryczaną, kasza jęczmienna z suszonymi śliwkami, a także mak, ziemniaki, olej (tutaj lniany) czy cebula. Kiedyś nie mogło zabraknąć niczego, co było efektem gospodarskiej pracy (inaczej nowy rok miał przynieść same kłopoty i niedostatek), teraz wynika to przede wszystkim z tradycji przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Pająk na lampie - Kiedyś obowiązkowo na Boże Narodzenie wszystkie panny przygotowywały słomiane i bogato dekorowane pająki - opowiada pani Czesława. - Poprzedzały one niejako pojawienie się w polskich domach choinki. Zwyczaj ich zawieszania jednak nie zaniknął, bo słomiane ozdoby przeżywają właśnie swój renesans. Pani Czesławie trudną sztukę wytwarzania świątecznych pająków udało się posiąść. Przyznaje jednak, że jest to bardzo pracochłonne. Gdy śnieg, gdy Chrystus się rodzi... Okres świąt Bożego Narodzenia mieszkańcy wsi traktowali jako zapowiedź tego, co ma nadejść, dlatego też wiele wróżb dotyczyło pogody w nadchodzącym nowym roku. Dziś raczej trudno byłoby szukać potwierdzenia ludowych przepowiedni, warto może jednak odrobinę zaryzykować. - Mówiono więc, że gdy Narodzenie po wodzie, to Zmartwychwstanie po lodzie, lub w jakim blasku Bóg się rodzi, w takim cały styczeń chodzi, a gdy śnieg, gdy Chrystus się rodzi, to owoc bardzo obrodzi - wylicza pani Czesława. MONIKA OBRĘBOWSKA - CZWÓRNÓG