Michael O'Leary, prezes Ryanaira, powiedział telewizji BBC, że pomysł nie jest nowy i zarząd linii od dawna zastanawia się nad tym rozwiązaniem. Za skorzystanie z samolotowej toalety trzeba będzie zapłacić funta lub jego równowartość. Zdaniem O'Leary'ego, każdy pasażer samolotów Ryanaira ma przy sobie co najmniej funta. Jeśli jednak ktoś nie będzie miał go przy sobie, to będzie musiał z pełnym pęcherzem wytrzymać do końca lotu. Taka sytuacja może doprowadzić do poważnego zapalenia dróg moczowych. Wtedy niefortunny pasażer będzie mógł od linii lotniczej żądać... odszkodowania za uszczerbek na zdrowiu. Opłaty za skorzystanie z toalety na wysokościach będzie inkasowała pisuardessa, czyli lotniczy odpowiednik babci klozetowej. Najprawdopodobniej będzie to pisuardessa automatyczna, umieszczona w drzwiach toalety. - Chętnie zamienię pracę w toalecie kolejowej na samolotową - mów pani Zuzanna, z toalety na rzeszowskim dworcu PKP. - Może dostanę ładny garniturek roboczy? Taki niebieski, ze skrzydełkami... - rozmarzyła się pani Zuzanna. Michael O'Leary twierdzi, że wprowadzenie opłat za korzystanie z toalety ma na celu obniżenie kosztów podróży. Trudno się z tą teorią zgodzić . Ci, którzy zapomną lub nie zdąża wysiusiać się przed lotem, poniosą wyższe koszty podróży. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że bilety na samoloty z pisuardessaami... będą tańsze. Krzysztof Rokosz