Sala obrad w Ratuszu takiego skandalu jeszcze nie widziała. Bo jak nazwać fakt, że przewodniczący Jan Borek w imieniu radnych tzw. trzynastki zażądał, by operator Telewizji Małopolskiej TVM przerwał nagrywanie obrad. Powołał się przy tym na pismo, jakie grupa radnych skierowała do kierownictwa stacji. Znalazł się w nim warunek, że albo kablówka będzie nagrywać i emitować posiedzenia rady w całości, albo wcale, bo radni sobie tego nie życzą. Borek tłumaczył, że to wynik manipulacji, jakich - wobec części radnych - dopuszczają się redaktorzy z telewizji. Wypowiedź ta wywołała konsternację nie tylko Andrzeja Kwiatka, który stał za kamerą MTK, ale też części radnych i zgromadzonych na sali gości. - Nie róbmy cenzury - apelował Stanisław Leski. Wtórowali mu inni, podkreślając fakt, że media mają prawo być na sesjach i gromadzić materiał dziennikarski. Na próżno, przewodniczący nie dał się przekonać. Kilkakrotnie powtórzył, że stał się ofiarą manipulacji ze strony telewizji i nie zamierza dłużej tego tolerować. Zaskoczony słowami Borka operator kablówki najpierw kamerę wyłączył, ale zaraz uruchomił ją na powrót. Kiedy Borek zauważył, że sesja wciąż jest nagrywana, jeszcze dwukrotnie zwracał mu uwagę. - Pan nagrywa, pan mnie okłamał - mówił. Sytuacją zaskoczony jest Jacek Ruda, dyrektor programowy TVM. Przyznaje, że materiały zarejestrowane podczas sesji są montowane, ale to powszechna praktyka stosowana przez wszystkie stacje telewizyjne. Dodaje, że pomijając inne argumenty, radni nie mają prawa domagać się, by telewizja nagrywała sesję w całości i w takiej formie ją emitowała. - Dziennikarz ma prawo wybrać sobie temat, który go interesuje i przedstawić ze swojego punktu widzenia - mówi Ruda. Zapewnia, że telewizja jest otwarta na to, co mają do powiedzenia wszyscy radni. - Jestem gotów do rozmów, ale popartych argumentami, a nie emocjami - podsumowuje. I tu Ruda racji nie ma. Wolność dziennikarzy i ich niezależność nie podlegają bowiem żadnym negocjacjom. Co nawet Jan Borek zrozumieć powinien. Agnieszka Majba-Pochwat