Nikt nie zwraca uwagi na otarcia, zadrapania i poszarpane ubranie. Bo przecież zdobycie łupów jest warte każdego poświęcenia. I może wielu się zdziwi, ale takie wojny o używane ubrania w atrakcyjnych cenach trwają już od dawna i nic nie zapowiada ich końca. Na długo przed godziną otwarcia przed drzwiami jednego z największych szmateksów w Rzeszowie zbiera się tłum. Panuje tu prawo dżungli: przetrwa ten, kto jest silniejszy. A ściślej rzecz biorąc, kto zdobędzie więcej ładniejszych rzeczy. W dzień dostawy nowego towaru nikt nie zwraca uwagi na takie banały, jak zasady dobrego wychowania. Tłum kilkudziesięciu ich osób napiera na drzwi, bo w momencie otwarcia trzeba jak najszybciej porwać koszyk i pędzić między wieszaki. Na miejsca...gotowi... start! Punktualnie o 9. rano rozpoczyna się regularna walka o używaną odzież. Ci, którzy przyszli tu po raz pierwszy mają niewielkie szanse. Zaskoczenie odsuwa ich na bok, daleko od miejsca, gdzie kłębią się zwycięzcy. - To jest jakieś szaleństwo! - lamentuje drobna kobieta po trzydziestce. - Niech pani nie przesadza, dzisiaj wcale nie jest tak źle - podnosi ją na duchu ta, która przepycha się tuż za nią. Jednak patrząc na to kłębowisko trudno uwierzyć w zapewnienia, że może być jeszcze gorzej. Niektórzy, chcąc dostać się do rzeczy, które ich interesują, prawie tratują stojących im na drodze. Ale to dopiero początek. ''Ja tylko po bluzeczkę'' Wśród weteranów z ''grupy uderzeniowej'' widać nerwowość. Do sali, w której są wywieszone markowe ubrania, może bowiem wejść ustalona liczba osób. Określa ją liczba koszyków. Ci, którzy nie zdążyli wejść jako pierwsi, teraz muszą cierpliwie czekać, aż ktoś skończy zakupy i odda koszyk. Niektórzy próbują wejść fortelem. - Chodź, przecież my tylko po bluzkę - przekonuje kobieta przed pięćdziesiątką swoją matkę. Ale akcja się nie udaje. Kobiety zauważa ochroniarz, który nie reaguje na argument ''na bluzkę''. Po ostrej wymianie zdań, w końcu jednak ochroniarz poddaje się i pozwala im wejść. Polowanie czas zacząć Każdy, kto po raz pierwszy wchodzi na to ''pole bitwy'', czuje się tu trochę zagubiony. Ścisk i tłok jest okrutny, a mimo to bywalcy - niosąc całe naręcza ubrań - potrafią jeszcze przeglądać rzeczy w koszach i na wieszakach. Dla niewtajemniczonego wygląda to jak prawdziwe mistrzostwo, które można osiągnąć dopiero po latach ćwiczeń. Weterani szmateksowych wojen wiedzą na przykład, gdzie wiszą bluzki, a gdzie spodnie, więc zaraz po wejściu pędzą ustaloną z góry marszrutą. - Dziś szukamy swetrów - rzuca nastolatka do swojej koleżanki i jak szturmowa grupa antyterrorystów śmigają pod okna, gdzie wisi kilkadziesiąt interesujących je rzeczy.