Lekarze zatrudnieni w Wojewódzkim Szpitalu Psychiatrycznym w Żurawicy walcząc o podwyżki, złożyli wypowiedzenia. Mimo że dyrekcja szpitala zgodziła się na podniesienie im stawek za dyżury po godzinie 15., wypowiedzenia nie zostały wycofane. - W razie czego, minimum lekarzy jest zabezpieczone - uspokaja Janusz Kołakowski, dyrektor placówki. - Wypowiedzenia złożyło 12 lekarzy, ale tylko 7 może odejść. W sumie w szpitalu zostałoby 10 lekarzy. Kołakowski wylicza, że 3 lekarzy specjalistów już nie chce się zwalniać, kiedy dowiedzieli się, że musieliby zwracać od 35 tys. zł do 60 tys. zł. Takie są bowiem koszty, jakie poniósł szpital płacąc za ich specjalizację. - Przez 3 lata muszą to odpracować, taka jest umowa - twierdzi dyrektor. Dodaje, że i tak trwają rozmowy z lekarzami z innych części Polski. Dwie osoby byłyby chętne do pracy już w lipcu. Są też lekarze z Ukrainy, którzy bardzo chętnie przyszliby na miejsce kolegów po fachu z żurawickiej placówki. - Problemem jest nostryfikacja dyplomów - przyznaje dyrektor Kołakowski. - Jednak w przypadku lekarzy, którzy przed 1999 rokiem zdobyli uprawnienia do pracy w Polsce, ten problem nie istnieje. Do tego czasu bowiem obowiązywała umowa polsko - ukraińska o wspólnym honorowaniu dyplomów. Dyrektor szpitala w Żurawicy wylicza również, że zgłosił się do pracy jeden lekarz z Ukrainy, który skorzysta z uprawnień zawartych w Karcie Polaka. Zdaniem dyrektora, szpitalowi nie grozi destabilizacja. Problem pojawiłby się natomiast wtedy, gdyby ponownie został "postawiony pod ścianą", gdy chodzi o płace. - Już musimy oszczędzać - mówi. Okazuje się, że szpital psychiatryczny w Żurawicy otrzymał o pół miliona mniejszy kontrakt z NFZ niż w ubiegłym roku. Tymczasem budżet szpitala został nadszarpnięty przez podwyżki dla pracowników. Najpierw lekarze złożyli wypowiedzenia z pracy, domagając się podwyżek płac za dyżury po godz. 15. Teraz za godzinę takiego dyżuru biorą 62 zł. Za dobę uzbiera się kwota prawie 1500 zł, czyli tyle, ile za miesiąc pracy dostawała pielęgniarka. A więc i pielęgniarki upomniały się o podwyżki. W efekcie wszyscy pracownicy placówki, w sumie 252 osoby, dostały w październiku ubiegłego roku po 120 zł. W zamian za to zgodzono się na restrukturyzację. Na razie zwolnień nie ma, ale szpital musi oszczędzać. Niewykluczone jednak, że cześć pracowników będzie wysyłana na bezpłatne przymusowe urlopy. Dorota Szturm-Szajan