- A czymże jest list do wiernych, w którym jego autorzy zapomnieli, że nie należy "mówić fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu" - odpiera prezydent Szlęzak. W niedzielę, w stalowowolskich kościołach został odczytany list biskupów Krzysztofa Nitkiewicza, Edwarda Frankowskiego oraz proboszczów i wikariuszy Stalowej Woli. Duchowni wyrazili w nim swój niepokój o krzyż na Os. Młodynie, który "był wielokrotnie znieważany przez nieznanych, lecz dobrze zorganizowanych sprawców". Niepokój autorów listu jest tym większy, że za tydzień dojdzie do procesu, jaki prezydent Stalowej Woli wytoczył proboszczowi jednej z parafii w mieście. Chodzi o "zaprzestanie naruszania własności miasta". Zdaniem prezydenta, takim naruszaniem własności jest postawienie krzyża, a potem małej kapliczki, bez wcześniejszej zgody władz miejskich. - Biskupi w swoim liście powołują się na uchwałę Rady Miejskiej Stalowej Woli, na mocy, której teren na Młodyniu miałby być przekazany Kościołowi - wyjaśnia Andrzej Szlęzak. - Takiej uchwały nie było. To jest zwykłe kłamstwo podpisanych pod listem hierarchów. Prezydent analizując treść listu pasterzy Diecezji Sandomierskiej, zarzucił im jeszcze manipulację. Tak odbiera połączenie werdyktu Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z Strasburgu, nakazującego usunięcie krzyży z włoskich szkół z rzekomą walką o krzyże nad Sanem. - W Stalowej Woli nie ma żadnej walki o krzyże. Jest tylko proces w obronie własności miejskiej - twierdzi prezydent Szlęzak i na dowód tego pokazuje krzyże, które wiszą w jego gabinecie i większości pokojów magistratu. Cywilny proces, jaki Andrzej Szlęzak wytoczył ks. proboszczowi Jerzemu Warchołowi o "zaprzestanie naruszania własności miejskiej", odbędzie się 24 listopada w stalowowolskim sądzie grodzkim. Biskupi w swoim liście podali dokładną godzinę rozpoczęcia rozprawy, więc można się spodziewać tłumu zainteresowanych. Szlęzak twierdzi, że na rozprawę przyjdzie. Na tę i każdą następną, bo nie ma sobie nic do zarzucenia. Dziennikarze pytali go, czy po liście biskupów nie spotkały go jakieś przykrości. Odpowiedział, że jego osobiście nie, ale wiele nieprzyjemnych telefonów odebrała jego matka. Po niedzielnym liście, przeciwko Szlęzakowi otwarcie wystąpiła w Internecie Konfederacja Polski Niepodległej z Poznania. - Jedyną godną zauważenia informacją z tego wystąpienia, jest to, że KPN jeszcze gdzieś istnieje - odpowiedział prezydent Stalowej Woli na zakończenie poniedziałkowej konferencji prasowej. Jerzy Mielniczuk