- Śmiechu warte! Rzeszów chce być metropolią, a świnie biegają w centrum miasta i władzom to nie przeszkadza. - Od roku walczymy, żeby zlikwidować chlewnię przy ulicy Styki, ale ciągle słyszymy, że nie wiedzą jak - nie kryją oburzenia zdesperowani mieszkańcy osiedla Śródmieście i kilku przyległych dzielnic. Mają już serdecznie dość fetoru uprzykrzającego życie i bezradności włodarzy Rzeszowa. - Jak tylko jest cieplejszy dzień, odór jest niesamowity. Świńskie odchody cuchną strasznie. A jak on te 30 świń wypuści na podwórko i jeszcze spadnie deszcz, to breja cuchnie na całą okolicę. Przedwczoraj był tu pracownik z Urzędu Miasta z podatkami i pytał, co tak śmierdzi. - Myślałem, że się zrzygam, taki fetor, powiedział - opowiada Władysław Gaweł, mieszkaniec ul. Styki. Pod koniec września, po naszych interwencjach i pismach od mieszkańców, rzeszowscy radni poparli jednogłośnie przesunięcie granicy zakazu chowu zwierząt gospodarskich na teren, gdzie mieści się chlewnia. Papier zmianę przyjął, ale nie władze miasta, które uparcie tłumaczą, że są bezradne wobec problemu. Jesteśmy bezradni - Hodowli świń nie można zlikwidować, bo znajduje się na terenie gospodarstwa rolnego - tłumaczy się Marek Ustrobiński, wiceprezydent Rzeszowa, który jeszcze kilka miesięcy temu przekonywał, że zrobi wszystko, żeby sprawę załatwić. Od problemu uchyla się również Tadeusz Ferenc, zrzucając odpowiedzialność na jednego z zastępców. - Nam też zależy na tym, żeby zlikwidować to gospodarstwo. Rozmawialiśmy kilkanaście razy z właścicielem, ale powiedział, że nie zlikwiduje - rozkłada bezradnie ręce Stanisław Sienko, wiceprezydent Rzeszowa. Inspektorom nie śmierdzi Władze miasta tłumaczą, że sprawą zajął się Wydział Ochrony Środowiska. Po ostatniej publikacji w Super Nowościach w gospodarstwie przeprowadzono kolejną kontrolę. - Inspektor był na miejscu i nie stwierdził żadnych uciążliwości zapachowych. W Unii nie ma przepisów, które określałyby natężenie odoru. Uciążliwość zapachowa to sprawa subiektywna - wyjaśnia Wiesława Sobala-Chłopek z Wydziału Ochrony Środowiska. O subiektywizmie można byłoby mówić, gdyby skarżyła się jedna osoba. Odór z chlewni uprzykrza jednak życie mieszkańcom kilku osiedli. - Regularne kontrole potwierdzają, że gospodarz stosuje filtry na wywietrznikach i mikroorganizmy zapobiegające procesom gnilnym. Nic więcej nie możemy mu nakazać - nie ukrywa Stanisław Sienko. Przepis do kosza A co z paragrafem przyjętej uchwały, który mówi jednoznacznie, iż zwierzęta gospodarskie mogą być utrzymywane pod warunkiem że ich hodowla nie stwarza dla osób zamieszkujących sąsiednie nieruchomości uciążliwości takich jak hałas, odory itp. i nie pogarsza warunków zdrowotnych ludzi? Urzędnicy tłumaczą, że nie ma zastosowania w tym wypadku. - Jesteśmy bezsilni. Co mamy robić? Pisać do Trybunału w Strasburgu, żeby to załatwić?! - irytuje się Tadeusz Kolbusz, jeden z mieszkańców. Autor: URSZULA PASIECZNA